wtorek, 19 stycznia 2016

14. Zbyt wiele.. Wszystkiego..

Hejka!! :* :*
Mimo, że warunek nie spełniony dodaje kolejny rozdział!!
Mam nadzieje, że tym razem będzie więcej komów i że się spodoba!!!!!!!

Objaśnienie:
J: - ja (Louis, potem Rose),
Lou: - Louis,
K: - kelner
__________________

Wyszedłem z ogromnej Biblioteki i skierowałem się do swojego pokoju, spojrzałem na zegar który odlicza mój czas w Domu. Jeszcze 12h.. Zbyt długo, ja muszę już lecieć do Rosalie, ona pewnie wychodzi z siebie, potrzebuje mnie! Louis durniu, kogo Ty oszukujesz?! To ja jej potrzebuje!! .. 12h, 12h.. krążyłem w kółko po swoim pokoju, muszę coś wymyślić, coś co albo skróci ten czas, albo coś co rozjaśni mi to wszystko czego sie dowiedziałem. Położyłem się na łóżku i wpatrywałem w sufit dopóki nie odleciałem w krainę Morfeusza.. Byłem zmęczony tym wszystkim co się w moim życiu dzieje, a spokojny sen to jedyna rzecz która przybliży mnie do Rosalie.. Wstałem o wiele bardziej pełny energii, naprawdę tego potrzebowałem, wskazówki pokazywały że jeszcze tylko 2h dzielą mnie od spotkania z moja blondynką.
Wyszedłem na taras, dość olbrzymi taras.  Rozejrzałem się wokół i dostrzegłem malutką dróżkę, prowadzącą wgłąb ogrodu. Rozłożyłem skrzydła i dałem się ponieść. Lecąc nie myślałem o niczym, po prostu obserwowałem to, co się działo dookoła mnie. Te wszystkie kształty, barwy... Jeden z kwiatów szczególnie przykuł moją uwagę. Kolor, którym połyskiwał w blasku słońca był tak bardzo znajomy... Serce zabiło mi szybciej, a ja wróciłem na taras.Wszystko co tu było, było piękne, ale wiem, że naprawdę wspaniałe robi się, gdy ogląda się to z kimś ważnym w naszym życiu.. Rosalie!!!! Rozłożyłem skrzydła i jak piorun wyleciałem z terenu boskiego. Leciałem tak szybko, że obraz dookoła sie rozmazywał, nie liczyło się to że wlatywałem w każdą chmurę, w stado jakiś ptaków, najważniejsze to znaleźć sie jak najszybciej przy niej.. Ziemia była coraz bliżej, wieżowiec w którym mieszkaliśmy też, jego dach był zaledwie pod moimi stopami, musiałem zacząć hamować! Nie wiem skąd i jak to się stało ze jej nie zauważyłem, wychodziła właśnie na dach a ja wylądowałem niemal na niej przewracając ją. Bałem sie! Serce waliło mi jak oszalałe!

*Oczami Rosalie*
Musiałam wyjść, Harry już też nie miał sił tu ze mną siedzieć, niby ze sobą rozmawialiśmy ale to nie było normalne. Brakowało mi Louisa, zostawił mnie na tyle dni, myśli w mojej głowie były koszmarne! Gdy tylko postawiłam pierwszy krok na dachu zaraz zostałam przez coś strącona i upadłam. Bolało mnie ramie, bo to coś uderzyło mnie. Spojrzałam przed siebie, białe pióra leżały przede mną, nie możliwe! Podniosłam wyżej wzrok, to Louis!! Chciałam wstać i podbiec by się w niego wtulić.
J: Ałaaa... - mruknęłam cicho, kostka też bolała. - Louis? - zawołałam cicho, chłopak szybko schował skrzydła i podszedł do mnie. Nic nie mówił, w jego oczach było tyle smutku. - Louis? - powtórzyłam.
Lou: Rose.. Rosalie, tak bardzo cie przepraszam. - owinął wokół mnie swoje ramiona i trzymał tak, jakbym miała się rozpaść.
J: Louis, wszystko w porządku? - zapytałam, czując jak chłopak się trzęsie.
Lou: T-tak, po prostu daj mi się uspokoić. - powiedział po chwili, dalej tuląc się do mnie. Głaskałam go po głowie, włosach, zniżałam rękę aż do dołu pleców, po czym tą samą ścieżką wracałam. Nie wiem ile tak trwaliśmy, ale w końcu drżenie ustało, a on się odsunął. Posłał mi delikatny uśmiech i wypuścił jeszcze odrobinę drżący oddech.
J: Już dobrze?
Lou: Tak. - smutek powoli znikał z jego oczu, a na jego miejsce wpływał spokój.- Rosalie?
J: Hm?
Lou: Chciałabyś wyjść gdzieś ze mną? Tak jakby... Teraz? Dzisiaj? - zamurowało mnie na jego słowa, ale po chwili uśmiechnęłam się do niego, przytakując na świetną propozycję.  Po kilku minutach znaleźliśmy się w domu. Harry siedział w kuchni z kubkiem herbaty w ręku, intensywnie nad czymś myśląc, o czym świadczyły głęboko ściągnięte brwi.
Lou: Idź się przygotuj, a ja z nim porozmawiam. - powiedział niebieskooki i wskazał na loczka.
J: W porządku - powiedziałam i ruszyłam do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic, rozczesałam włosy i zawinęłam ciało w ręcznik. Wyszłam z zaparowanego pomieszczenia i podeszłam do szafy. Wciągnęłam z niej ładną, czarną koktajlową sukienkę, którą natychmiast założyłam na bieliznę. Do tego dobrałam czarne vansy, gdyż nie miałam

humoru na wysokie buty. Do torebki wsadziłam telefon i portfel. Wciągnęłam z szafy skórzaną kurtkę i zeszłam na dół, mając nadzieję, że Louis będzie już gotowy i wyjaśni mi to wszystko. Niestety w salonie nie było nikogo, w kuchni też nie.. Usiadłam na stołku przy blacie i nalałam sobie soku czekając na któregoś z nich. Zegarek wskazywał 5pm, piłam powoli swój soczek cierpliwie czekając.. Oczywiście denerwowałam się, z nudów i zajęcia się czymś bawiłam się telefonem. W pewnym momencie dostałam wiadomość od Ally. ' Hej Mała x Może wybierzesz sie gdzieś z nami?' -  byłam zaskoczona jej nagłym zainteresowaniem, dawno nie dawała znaku życia, a ja nawet nie miałam ochoty sie z nikim widzieć. Odpisałam: 'Z wami?'. Na jej odpowiedz nie musiałam długo czekać. Ally: ' Tak, Zayn i Niall umilają mi niemal każdy dzień x'.. Już miałam odpisywać, ale usłyszałam że ktoś wchodzi do pomieszczenia. Zablokowałam komórkę i wstałam nerwowo z krzesełka. Louis stał przede mną w garniturze i z cudownym uśmiechem, jego wzrok lustrował moje ciało a te błyszczące iskierki zdradzały ze mu się podoba.
Lou: Gotowa? - wyciągnął w moją stronę swoją dłoń.
J: Tak.. - odwzajemniłam nieśmiało uśmiech i złapałam za jego rękę.  - Gdzie Harry? - zapytałam z ciekawości
Lou: Poszedł gdy sie szykowałaś.. - oznajmił sucho
J: Szkoda, nie zdążyłam mu podziękować..  - stwierdziłam i już nie zagadywałam. Nie wiem jakbym sobie poradziła gdyby nie loczek..
    Wyszliśmy z mieszkania i windą zjechaliśmy na sam dół, do podziemnego garażu. Cisza między nami była denerwująca, ale nie zamierzałam jej przerwać. Chłopak poprowadził mnie do samochodu, gdy go zobaczyłam nie mogłam się powstrzymać od cichego pisku.
J: Aston Martin?! - wybałuszyłam oczy i spojrzałam na niego z niedowierzaniem. - Skąd do cholery masz Astona Martina dbs?- on tylko wzruszył ramionami i otworzył mi drzwi, na co mruknęłam ciche dziękuję. On ma jakiś problem, czy co? Proponuje wyjście, a potem nie potrafi odezwać się ani słowem. Wyjechaliśmy z parkingu i Lou zaczął prowadzić w nieznane mi miejsce. Wciągnęłam telefon i zobaczyłam dwie nieodczytane wiadomości. Kliknęłam na pierwszą od Ally:
'To jak z tym naszym wyjściem? :) ' Chciałam jej odpisać, ale wtedy dostałam smsa, którego natychmiast odczytałam. Właściwie to były dwie wiadomości od tego samego nieznanego numeru.
Nieznany: ' Rosee! Wpadaj do nas, będzie fajnie :) Nialler xx' Uśmiechnęłam się na te wiadomość, a mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył, gdy zobaczyłam tę drugą.
'Bez ciebie to nie to samo! Proszę, będzie fajnie, obiecuję, że cię potem odwiozę do domu xx Niall x' Nie wiedziałam co zrobić, a wtedy przyszła jeszcze jedna, ostatnia wiadomość. 'Będziemy na ciebie czekać w Angels, o 22. Nialler xx' Schowałam telefon, jednocześnie wracając do rzeczywistości, gdzie Louis milczał, a ja czułam się niezręcznie. Złość powoli we mnie rosła, a ja nie chciałam jej opanowywać. Niech się dzieje co chce!
           Na miejscu byliśmy chwilę później, zobaczyłam jakiś lokal. Tomlinson otworzył mi drzwi i podał rękę, którą zignorowałam. Wysiadłam i wyprostowałam się, posyłając w jego kierunku chłodne spojrzenie. Jego oczy natychmiast złagodniały.
Lou: Przepraszam Rose, po prostu... To wszystko mnie przytłacza - przetarł ręką twarz i uśmiechnął się lekko. - Obiecuję, że to będzie miły wieczór.
Zmrużyłam oczy, ale po chwili się rozluźniłam. Może rzeczywiście ma rację. Może powinnam ignorować każdy jego niemiły gest?! Tak jak on ignorował to ze czekałam na niego te kilka dni, że było mi tak źle bez niego?! Weszliśmy do restauracji, piękny romantyczny wystrój, goście elegancko ubrani, panował półmrok, a jedyne światło jakie tam było, stwarzały świece. Było tu cudownie! Zaczynałam żałować że mam vansy a nie szpilki, ale Louis nie mówił że to będzie aż tak wystawna kolacja. Kelner zaprowadził nas do stolika, podał menu i odszedł. Znad karty spoglądałam na Tomlinsona, ale on udawał zacięcie wczytanego.
Lou: Zdecydowałaś się już? - był zdziwiony że odkładam książeczkę.
J: Nie, zaskocz mnie i Ty wybierz.. - Louis się uśmiechnął.
Lou: Pod warunkiem że ty wybierzesz dla mnie. - odwzajemniłam jego cwaniacki uśmieszek, to może być całkiem ciekawa kolacja. Skinęłam głową że się zgadzam i z powrotem otworzyłam menu.
Przeglądałam każdą stronę po kolei wczytując się w dania.
J: Powiesz mi gdzie zniknąłeś? - zagadałam cicho. Czułam ze brunet na mnie patrzy, ale ja nie zamierzałam zrobić tego samego.
Lou: Powiem Ci wszystko, ale tylko wtedy gdy wybierzesz moje ulubione danie z całego menu.. - kolejny zadziorny uśmiech
J: Na każde jedno pytanie? Odpowiesz bez żadnego wymijania, kłamstw? - to całkiem porządna propozycja. Wzrokiem omiotłam cały jadłospis, ale nie miałam bladego pojęcia co on może uwielbiać. Niby proste, ale jednak w tym momencie czułam pustkę w głowie. Postanowiłam więc wylosować potrawę. Zamknęłam oczy i zaczęłam jeździć palcem po kartce. Nagle zatrzymałam go i spojrzałam na potrawę. "Schab bez kości z púre ziemniaczanym". Wątpiłam w to, że Louis to lubi. Nagle coś przykuło moja uwagę, a wzrok pokierowało na jedną konkretną nazwę. MAKARON. Uniosłam brew do góry, bo czemu by nie?
Posłałam spojrzenie kelnerowi, który podszedł i spytał o zamówienie.
J: Poproszę o pozycję numer 24. - powiedziałam tajemniczo, żeby trochę pobawić się z Louisem.
K: Nie ma sprawy. - mrugnął do mnie, po czym zwrócił się do mojego towarzysza.- A dla pana?
Tommo patrzył na mnie chwilę, po czym uśmiechnął się i pokazał palcem na coś w menu. Kelner tylko się uśmiechnął i odszedł. Byłam nieco zdezorientowana.
Nikt nic nie mówił, a ja czułam, jakby cisza była naszym trzecim gościem. Złość znowu zaczęła powracać, a ja robiłam się wściekła. Co z nim nie tak? Jeśli dalej tak będzie to sobie pójdę.
W końcu kelner przyszedł z naszymi zamówieniami, a Louis spojrzał na mnie rozbawiony. Talerze były przykryte srebrnymi półmisami, a ja byłam ciekawa co zamówił. Nie czekając na bruneta, odkryłam talerz i zobaczyłam pizze. On powtórzył mój gest i widząc makaron uśmiechnął się szeroko.
Lou: Skąd wiedziałaś? 

...
____________
I jak?! Trochę szalone? <3
Myśle że chociaż z 5 komentarzy dacie <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!




Naat & Liv

wtorek, 12 stycznia 2016

13. Odpowiedź!

Hejka!!! 
Wiemy że czekaliście!! Wiemy że nie wywiązujemy się, ale cóż.. Nie mam wyjaśnień, bo ile razy można tłumaczyć się brakiem czasu?!
No nic, zapraszamy na 13 rozdział, mam nadzieje, że całe FanFiction wam się podoba!!!

Objaśnienie:
J: - ja (Louis, potem Hazz, i na końcu znów Louis),
R: Rosalie,
B: - Bobby,
O: Ojciec.
__________

R: ..Nie zostawisz mnie? - łkała
J: Nie mógłbym.. - ułożyłem dłoń na jej poliku. Złapała za moja rękę i wtuliła twarz w nią bardziej. - Wrócę, obiecuje.. - odwróciłem się i rozłożyłem skrzydła. Kątem oka widziałam że jej łza na moim piórku już jest widoczna, mieni się i błyszczy niczym gwiazda! Ale to nie jest jedyne co dostrzegałem, Rose w niesamowitym skupieniu oglądała moje prawe skrzydło.. Podeszła nawet do niego i zaczęła dotykać.
R: Lou, czy wszystkie anioły tak mają?
- zmarszczyła czoło i dalej czułem jej ręce na piórach. Coś jest nie tak.. I chyba mogę się domyślić co..
J: To nic takiego Rosalie.. - powiedziałem cicho i poważnie. Zabrałem skrzydło z jej rąk i znów stanąłem na przeciwko niej. - Widzisz to? - wskazałem na jej błyszczącą łzę. Skinęła głową na tak i wyczekiwała moich dalszych słów. - To wynagradza mi tamte czarne piórko..
R: Ale to nie jest jedno piórko.. - skrzywiła się -  I czemu tak jest? Masz mi to wyjaśnić. - mówiła szybko. Denerwowała się, całkowicie niepotrzebnie.
J: Spokojnie Rose.. Jedno czy dwa, bez różnicy, jestem Twoim Aniołem i myślę że nawet z taką wadą będziesz chciała bym nim był, prawda? - uśmiechnąłem się lekko - Wyjaśnię Ci, ale nie teraz, jak wrócę.. - spojrzałem w jej smutne oczy i uśmiechnąłem się krzywo, następnie wziąłem głęboki oddech i wzbiłem się w powietrze. Leciałem tak szybko, jak tylko mogłem. W ciągu chwili znalazłem się przed Złotą Bramą. Zamknąłem oczy i wyszeptałem hasło. Brama się otworzyła, a ja od razu pomknąłem wzgórzem do Domu. Wpadłem do środka i spanikowany schowałem skrzydła.  Nie mogą się o tym dowiedzieć, przez tyle set lat nie było takiej wpadki..
J: Jesteście tu?- zapytałem. Ktoś odkrzyknął, więc przeszedłem do pokoju głównego. Starsi siedzieli wokół stołu, na którym znajdowały się trzy białe pióra. O nie! Już wiedzieli.. Spuściłem głowę i westchnąłem wiedząc, że czekają mnie ciężkie 4 dni.
B: Louisie Williamie Tomlinsonie, musimy bardzo poważnie porozmawiać. - jego mina nie była zadowolona, tylko raz w całym swoim życiu widziałem że był z czegoś zadowolony..
J: Ja... Dobrze. - poszedłem za Bobbym do pokoju obok.
B: Synu drogi, co ci się stało? - nic nie mówiąc po prostu roztwarłem skrzydła. Starszy przyjrzał im się i westchnął.- Nie jest dobrze. - szepnął bardziej do siebie.
J: Wiem. Ale nie mam pojęcia dlaczego! - uniosłem głos, zapewne niepotrzebnie.
B: Na pewn..
J: Problem w tym że właśnie nie! - przerwałem mu - Nie mam najmniejszego pojęcia! - zamilkłem, ale nie ma sensu kłamać -  ..Bobby jest naprawdę źle, ja uroniłem łzę...- przyznałem mu się.

B: Chłopcze, pozwól proszę, że zostawię Cię samego z tym problemem. Jestem pewien, że sam dojdziesz do tego, co i dlaczego? Masz do dyspozycji, jak sam wiesz, kilka dni oraz wszystko, co kryje się w tym domu. Wierzę, że sam odkryjesz to, co do odkrycia. Gdzie twój pokój się znajduje, dobrze wiesz.- położył dłoń na moich skrzydłach i wziął głęboki oddech po chwili coś ze mnie uszło. Spojrzałem na skrzydła. Tylko jedno czarne pióro się tam znajdowało, reszta była śnieżnobiała. - Tyle mogę dla ciebie zrobić. A teraz bierz się do pracy, bo przed Tobą naprawdę jest jej dużo.  - wyszedł zostawiając mnie samego. Po chwili również wyszedłem, kierując się do swojego pokoju. Każdy Anioł Stróż podlegający tym Starszym miał swoją sypialnię w Domu. Przebrałem się w bardziej odpowiednie ubrania i od razu skierowałem się do Wielkiej Biblioteki Wszystkiego. Na pewno mi się uda. Muszę to zrobić. Jeśli nie dla siebie, to dla Rose. Dla mojej Rosalie.  A właśnie.. ROSE! Podszedłem do okna i usiadłem na szerokim, marmurowym parapecie. Westchnąłem i przytknąłem czoło do szyby. - Chciałbym być w tym momencie z tobą, księżniczko. - szepnąłem cichutko do siebie.

                                                ~W tym samym czasie~

*Oczami Harrego*
    Zjadłem kolację z Rosalie i po życzeniu dobrej nocy odprowadziłem ją do pokoju. Przez ostatnie godziny łzy cisnęły jej się do oczu, ale dzielnie je powstrzymywała. Gdy zamknęła drzwi, poszedłem do pokoju gościnnego udałem, że również się kładę. Tak naprawdę przybrałem niewidzialną postać i przeniknąłem do jej pokoju. Siedziała na parapecie i opierała głowę o szybę. Stanąłem obok niej i położyłem jej dłoń na ramieniu.
Lou: Chciałbym być w tym momencie z tobą, księżniczko. w pewnym momencie usłyszałem, miałem nadzieje że ona nie, ale ilość łez na jej polikach świadczy że też słyszała.. Oni są ślepi, czy tylko udają? Przecież gołym okiem widać, że.. że.. o kurczę. Czyżby..? Mam nadzieję tylko, że nie skończy się jak z Horanem. Będę się o to modlić do Ojca. Nie może tak być jak z blondynem, Louis jest za dobry! Nie pozwolę na to choćbym nie wiem co miał poświęcić..

                                                        ~3 dni później~

*Oczami Louisa*

          Do jasnej anielki! Przepraszam Anielo!! 3 dni szukania i nic! Kompletne ZERO! Przetrząsnąłem chyba 3000 ksiąg! Zirytowany, chcąc dać upust swoim emocjom, walnąłem dłonią w półkę. Jedna z ksiąg wypadła i otworzyło się przejście. Zajrzałem do środka i ujrzałem ogromną księgę.
J: Proszę, Boże Ojcze, pomóż mi. - zaczynałem mówić do samego siebie. Pomyślałem tak po raz pierwszy od przyjścia tutaj. Nagle księga przewertowała się, a ja oniemiałem. Zza drzwi na przeciwko wyszła postać. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Mój OJCIEC. Uklęknąłem na jedno kolano i rozłożyłem skrzydła, chcąc okazać mu należyty szacunek.
O: Powstań Synu. - posłuchałem go i spojrzałem prosto w jego oczy. Miały kolor.. Właściwie to zawarty w nich był cały wszechświat. Ręce jego były spracowane, ale jednocześnie pełne energii. Tak samo jego ruchy.
J: Ojcze drogi, pomóż mi. Czuję, że odpowiedzi, której poszukuję, nie szukam jej tylko od kilku dni, ale od mojego narodzenia.. Jutro rano muszę wrócić do Niej, a obiecałem. Obiecałem że dam jej odpowiedź. - panikowałem, co sie ze mną dzieje?!
O: Masz rację. Dobrze czujesz. Naprowadzić może Cię pewna osoba. Na pewno dobrze ci znana, Chris. Odpowiedzi szukaj w księdze.- zaczął się wycofywać. Wtedy zdecydowałem się i podbiegłem do Niego. Spojrzałem mu w oczy i przytuliłem. Wiem, zachowałem się jak baba, ale błagam, nie każdy ma okazję widzieć Boga. A sądzę, że widzę go po raz ostatni. - Jesteś w błędzie. Jeszcze będą okazje, do widzenia. A teraz żegnaj Synu. Znajdź to, czego szukasz. I tego, kogo szukasz. - poradził i zniknął, po prostu zniknął. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Rozmawiałem z Ojcem! Natychmiast się ocknąłem i w trzech krokach dotarłem do pulpitu, na którym leżała księga. Ojciec naumyślnie otworzył ją na stronie, na której była moja odpowiedź. Chris, Chris, Chris... Muszę znaleźć tego Chrisa. W końcu po przeczytaniu 100 nazwisk znalazłem. - Chris Parker. - powiedziałem na głos. Oczy o mało co nie wyszły mi z orbit. - Rosalie Parker?! Że niby co?! - to był spis aniołów i aniołów w 3/4. A tam jest Rose. Moja Rose.. Czyli Chris to jej ojciec?! Zaczynam rozumieć, może dlatego Rosalie nie dopuszczała moich myśli, może dlatego tak na to wszystko reagowała?! Musze dowiedzieć się wszystkiego, dosłownie wszystkiego! Znaleźć jej ojca! 

           Wyszedłem z ogromnej Biblioteki i skierowałem się do swojego pokoju, spojrzałem na zegar który odlicza mój czas w Domu. Jeszcze 12h.. Zbyt długo, ja muszę już lecieć do Rosalie, ona pewnie wychodzi z siebie, potrzebuje mnie! Louis durniu, kogo Ty oszukujesz?! To ja jej potrzebuje!! 
...
__________________
Podoba się? Może by tak chociaż 8 komentarzy? <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!





Naat & Liv


niedziela, 13 grudnia 2015

12. Wrócę, obiecuję.

Cześć kochani!
Znowu zawiodłyśmy- przepraszamy! Naat pracuje, ja mam koniec semestru, próby, naukę... 

Na szczęście mamy dobrą wiadomość! Napisałyśmy rozdziały na zapas, więc spokojnie zaczniemy dodawać je co niedzielę! <3

Objaśnienie:
L: Louis
J: Rosalie potem Louis

R: Rose
H: Harry
_____________________________________________


L: Myślę, że.. - zamilkł na chwile, patrzył prosto w moje oczy jakby doszukiwał się czegoś tam. Zależało mi na nim, zależało mi żeby przy mnie był. Brunet podszedł do mnie i zamknął mnie szczelnie w swoich ramionach. - Nie wyobrażam sobie żeby Ciebie miało tu nie być. Rose musisz być przy mnie, wtedy jestem silniejszy i wiem, że pokonam ich i będziesz bezpieczna.. - mówił szybko i z przejęciem.
J: Louis? - spojrzałam na niego - Ich?

L: Ymm.. - zmieszał się -  Nie mogę Ci powiedzieć, ale na pewno nie pozwolę Ci odejść. Nigdy. - podniosłam oczy i zobaczyłam jedną, malutką łzę, która niepostrzeżenie wydostała się na zewnątrz jego pięknych oczu. Otarłam ją palcem i przyjrzałam się jej. Połyskiwała złotem. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałam.
J: Lou, ty...- przełknęłam ślinę - ..Ty płaczesz..

L: Co ?! Tylko nie to! - panikował, wybiegł z pomieszczenia i tyle go widziałam. Nie wiedziałam o co chodzi, słyszałam jak zatrzaskują się drzwi od łazienki. Skierowałam się tam i stanęłam pod drewnianą zasłoną.
J: Louis!? - nie usłyszałam odpowiedzi. Słyszałam za to jak coś spadło.. - Tommo! - zaczęłam pukać, znów nic! - Louis do cholery! - waliłam pięścią w drzwi. Na szczęście wyszedł i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
L: Już dobrze. - powiedział patrząc mi w oczy i znów byłam w jego ramionach.
J: Przestraszyłam się Loui.. - szepnęłam, przytulił mnie mocniej i próbował uspokoić, co mu nie wychodziło, bo sam był przerażony.- Rose, spokojnie, to nic takiego.. Czasem po prostu tak mam. Spokojnie, shh...- kołysał nami. Jaką ja jestem idiotką! To ja go powinnam uspokajać!  Otrząsnęłam się i przytuliłam go mocno, po czym złapałam za rękę i poprowadziłam do salonu. Włączyłam spokojną, nastrojową muzykę, po czym poleciłam mu, aby został i poczekał chwilę. Pobiegłam do kuchni i przygotowałam dla nas kakao. Oboje potrzebujemy spokoju! Wróciłam do niego i podałam mu jeden kubek. Uśmiechnęłam się delikatnie i zajęłam miejsce dokładnie na przeciwko. Wpatrywałam się w jego dłonie, po czym powoli podniosłam wzrok. Nasze spojrzenia się spotkały, czułam się jakbym zaglądała wgłąb jego duszy, dosłownie jakbym oglądała ją od środka.. Nagle zaczerpnęłam gwałtownie powietrza i rozejrzałam się. Wyglądało to, jakbym była w kosmosie, wśród gwiazd. Dopiero po chwili dostrzegłam, że te gwiazdy to tak naprawdę uczucia i myśli. Złapałam jedną z nich i przyjrzałam się jej. To chyba było jakieś wspomnienie. Ścisnęłam mocniej świetlistą kulę i podrzuciłam do góry, a po chwili coś opadło na moją twarz. Wzięłam to coś na rękę, niestety szybko się rozpuściło jak płatek śniegu. Obróciłam się, nie dowierzając własnym oczom, to niemożliwe! Stałam pośrodku polany, wokół mnie wszystko było pokryte białym puchem. Zaskoczona, chciałam iść dalej, ale nie mogłam, miałam wrażenie że wmurowano mi nogi w ziemie. Nagle w oddali dojrzałam dwie postacie, a zaraz potem poczułam jak się unoszę. Chciałam zerknąć za siebie, ale widok zasłoniły mi dwa wielkie skrzydła? Co do cholery?! Po kilku sekundach znalazłam się przy, jak się okazało, Louisie i.. Niallu?! Co tu się dzieje?! Opadłam na ziemię i chciałam przysłuchać się ich rozmowie, ale słyszałam tylko niewyraźny bełkot. Zamknęłam oczy i otworzyłam je po chwili, ale nie byłam już w tej magicznej krainie, tylko z powrotem w pokoju, naprzeciwko Louisa. Oboje oddychaliśmy ciężko. Miałam wrażenie że on wiedział co się w tej chwili stało!
J: Louis? Potrafisz mi to wytłumaczyć? W ogóle możesz mi to wytłumaczyć?- zapytałam szeptem, gdy mój oddech się unormował. Nie chciałam psuć tej dziwnej atmosfery, jakby wiszącej magii wokół.
L: Ja.. Myślę że mogę, mógłbym.. - zamilkł, a ja czekałam na jakiekolwiek jego słowa - Tylko na pewno nie tutaj i nie teraz.- westchnęłam, a on pokręcił głową - Chodzi mi o to, że nie jestem do końca pewny, co tak naprawdę się wydarzyło. Jeżeli to jest to, co myślę, to będziemy mieli naprawdę poważny problem, a jedna z zagadek zostanie rozwiązana.- niby wyjaśnił a niby nie. Wstał i skupił się na chwilę, po czym spojrzał w moją stronę, przeczesując włosy palcami. - Słuchaj, to bardzo ważne. Teraz muszę na chwilę wyjść, wrócę niebawem, to nie będzie trwało długo, obiecuję. Ale proszę cię, pod żadnym pozorem nie wychodź nigdzie, zostań w domu i poczekaj na mnie.
J: Ale Lou, ja muszę chodzić do szkoły.. - co to w ogóle miało znaczyć?! On chce mnie więzić?
L: Cholera. Dobra, poczekaj.- wyszedł na moment, a gdy wrócił jego wyraz twarzy zmienił się na zdeterminowany i poważny. - Za kilkanaście minut przyjdzie tu mój przyjaciel, Harry. - powiedział szybko, od razy w głowie przypomniał mi się Harry z imprezy, ale na pewno to tylko zbieżność imion.
J: A Ty?
*Oczami Louisa*
R: A Ty? - zapytała cicho, podchodząc do mnie bliżej. Znów miałem palpitacje serca. Ona powoduje że mięknie, a Anioły nie mogą tak reagować na swoich podopiecznych!
J: Nieważne, zresztą nie mamy czasu, chcesz wiedzieć co się stało, prawda? - podszedłem ją, spojrzała na mnie dziwnie, ale ostatecznie poddała się.
R: Niech będzie. I co z tym Harrym?- odetchnąłem z ulgą.
J: Wiec Harry będzie się Tobą opiekował przez kilka dni. Będziesz z nim wychodziła wszędzie i tak dalej. W tym czasie ja zrobię wszystko, co trzeba. - westchnęła znowu i uśmiechnęła się lekko.
R: To chore że mam mieć goryla! - zaśmiałem się, ja tego tak nie odbierałem.. - Ale zgaduję, że i tak nie mam wyboru?- uśmiechnąłem się lekko i odwróciłem wzrok - Może nie będzie tak źle...- nadal nie patrzyłem jej w oczy. Czemu na jej słowa, poczułem leciutkie ukłucie w sercu?! - Loui co jest? - stanęła na wprost mnie, łapiąc mój podbródek i zmuszając mnie do spojrzenia w jej oczy.
J: Nic po prostu.. Nie chcę się z tobą rozstawać.. - wyznałem, a ona zaczerwieniła się. Potrzebuje jej do wytrwania w tym wszystkim, nie mogę pozwolić jej zrobić krzywdy!Założyłem jej kosmyk włosów za ucho i dłoń zostawiłem na jej policzku. Przybliżyłem się, przez co nasze usta dzieliły milimetry. Zetknąłem nasze czoła i odetchnąłem. Potrzebowałem tego. Jej bliskości, jej dotyku. Po prostu JEJ!
R: Lou, my nie powinniśmy..
J: Wiem, ale co ja poradzę na to, że nie umiem bez żyć Ciebie? - zamknąłem oczy. Nagłe ciepło na moich ustach sprawiło że odpłynąłem. Może nie do końca, ale czułem się.. Lepiej. Co ona ze mną robi?! Odsunąłem się, nim oddałbym się pokusie i oddał pocałunek. Obiecałem jej że zapomnę o tamtym, a ona całuje mnie po raz kolejny! Ja nie mogę! A przynajmniej nie teraz!
R: Louis? - szepnęła
J: Tak Rose?
R: Czy.. Czy to jest coś więcej? Coś więcej niż przyjaźń? - już miałem odpowiedzieć, ale usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, gwałtownie ode mnie odskoczyła. Cieszyłem się, że Harry już przyszedł, bo jeśli mam być szczery, to nie mam pojęcia, co miałbym jej odpowiedzieć.
J: Harry?! - zapytała zaskoczona gdy pojawił się w środku.
H: Cześć Mała.. - przywitał się radośnie.
J: To wy się znacie?!
L: Daj mi z nią porozmawiać - powiedziałem do Hazzy w myślach. Musze jej to wyjaśnić, nie wiem jak ale muszę!
H: Ymm, tak i opowiem ci jak zabawnie się poznaliśmy, ale chyba wam przerwałem więc zrobię sobie coś do picia a wy skończcie.. - powiedział i zaczął już stawiać pierwsze kroki do kuchni.
R: Nie! - zatrzymała go - Ja ci zrobię! Nie mamy nic do skończenia. - była zła, widziałem to, nie musiałem wnikać nawet w jej uczucia żeby to wiedzieć. Jej szczęka była tak mocno zaciśnięta, aż mnie zęby bolały..
J: Rosalie.. - złapałem ją za dłoń, nie wpuszczała moich mocy do siebie, blokowała mnie.
R: Nie Louis! - warknęła
J: Przepraszam.. Nie zapomnij o mnie.. - wyszedłem szybko z mieszkania puszczając jej rękę, oby ona poczuła moje emocje. Tak jak bardzo chciałem by była bezpieczna i szczęśliwa, tak mocno ją ranie..  Wchodziłem powoli schodami na dach, w głowie kłębiło mi się zbyt dużo myśli! Miałem ochotę wykrzyczeć wszystko całemu światu! Może powinienem zgłosić się do szefa o przydzielenie mi innego podopiecznego? Nie dałbym rady! Ostatnie kilka stopni pokonałem biegiem, otworzyłem z rozmachem drzwi na dach i dalej biegnąc rozłożyłem skrzydła i wzbiłem się w powietrze.. Dziwnie się czułem, coraz większą miałem świadomość że nie byłem na budynku sam.
R: Louis! - usłyszałem jej wołanie, odwróciłem głowę i ujrzałem ją tam.. - Nie zostawiaj mnie.. - płakała, ona też chciała mieć mnie koło siebie. - Louis poczekaj!! Wróć!! - nie mogłem tak po prostu tego zignorować, szybko znalazłem się przy niej i nie chowając skrzydeł stanąłem przed nią. Jej poliki były całe we łzach, pięknych łzach, mieniły się jakby od słońca, ale dzisiaj było pochmurnie, szaro.. Niewiarygodne, otarłem największą i złapałem za białe piórko w moim lewym skrzydle, łza wsiąkła bez śladu.. Jak na razie.. - Nie zostawisz mnie? - łkała
J: Nie mógłbym.. - ułożyłem dłoń na jej poliku. Złapała za moja rękę i wtuliła twarz w nią bardziej. - Wrócę, obiecuje.. - odwróciłem się i rozłożyłem skrzydła. Kątem oka widziałam że jej łza na moim piórku już jest widoczna, mieni się i błyszczy niczym gwiazda! Ale to nie jest jedyne co dostrzegałem, Rose w niesamowitym skupieniu oglądała moje prawe skrzydło.. Podeszła nawet do niego i zaczęła dotykać.
R: Lou, czy wszystkie anioły tak mają?


_________________________________________
Wybaczycie nam? :( Mamy nadzieję
A warunek? Odpuścimy wam tym razem, ale mamy nadzieję, że z 8 ich będzie!
Następny rozdział dokładnie za tydzień :*

CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!
Liv & Naat

niedziela, 29 listopada 2015

11. To niepowinno się było wydarzyć, Louis..

Hejo!! 
Tym razem pisze Naat :D Razem z Liv przepraszamy że tak rzadko się coś ty pojawia.. Wy wiernie spełniacie warunki a my taką lipe odwalamy.. Niestety albo stety ja już pracuje, i pewnie większość z was to wie :* a Liv.. Ona ma dużo nauki i innych zajęć, ale znalazłam czas by napisać kolejny rozdział.. Mam nadzieje, że się spodoba! :D

Objaśnienie: 
J: - ja, (Louis, potem Rose)
R: - Rosalie,
Li: - Lia,.
H: - Harry,
L: Louis.
_______________

 
J: Co chciałabyś zobaczyć? - zapytałem cicho.
R: Cokolwiek.. Zaskocz mnie.. - zachichotała i ścisnęła mocniej moje ręce, którymi ją mocno trzymałem. Gdzie by ją zabrać..? Wiem! Polecieliśmy z odpowiednim kierunku. Dzięki swoim mocom, szybko znaleźliśmy się na miejscu, wylądowałem na skraju skały i rozluźniłem delikatnie uścisk wokół Rose.Dziewczyna nic nie mówiła, ale czułem że jest zaskoczona, szczęśliwa i podekscytowana. - Niesamowite.. - szepnęła i dalej wpatrywała się w piękny krajobraz.
J: Podoba ci się?- zapytałem niepewnie.
R: Żartujesz sobie?! - spojrzała na mnie, jej oczy błyszczały i znów nabierały wyraźnych kolorów. Udało mi się! Oboje usiedliśmy na skraju zbocza i wpatrywaliśmy się w ciszy w strumień wody. Kojący był jej szum, każde z nas mogło pomyśleć o swoich sprawach.
Moimi sprawami jest Ona! Spojrzałem ukrytkiem na nią, w blasku słońca wyglądała jak Anioł! 'Jestże aniołem? - Nie, tym mianem zowie pierwszy lepszy swą uwielbianą!'*  Musze sprawić by czuła sie taka szczęśliwa cały czas, by Zayn z Niallem nie mieli na nią wpływu bo wiem, że to nie jest koniec. Oni na pewno coś kombinują i nie odpuszczą. Ale może Lily coś zdziała? Może ona da do zrozumienia Horanowi że źle postąpił przechodząc na ciemną stronę! - Boje się Louis.. - szepnęła, przez co wyrwała mnie z moich myśli - ..Boje się, że to tak już będzie cały czas.. - czemu nie wyczuwam tego strachu?! 
J: To znaczy? - naprawdę nic nie odczuwam, żadne jej uczucie nie jest dla mnie dostępne.
R: Nie chce byś zawsze kiedy będę smutna lub zła, zabierał mnie gdzieś gdzie zapomnę o wszystkim, jakbym uciekła,  a potem wrócimy i wszystko będzie w mojej, chorej, normie.. - spojrzała w moje oczy. 
J: Zrobię wszystko by żaden problem Cię nie sięgał.. - ścisnąłem jej dłoń - Ale musisz mi pozwolić.. - oboje spojrzeliśmy na nasze ręce. Poczułem jak Rosalie wpuszcza moje moce do siebie. Rozumie o co mi chodziło..
R: Nie! - warknęła i wyrwała dłoń - Nie chce byś mi pomagał w taki sposób! Masz byc przyjacielem jak każdy inny człowiek, bez żadnych anielskich wspomagaczy.. Jeżeli coś takiego jest. 
J: Masz racje.. Jest coś takiego.. - wyznałem - Ale Ty jako człowiek nie powinnaś o nich wiedzieć. Nie zrobię już tego, chyba że to będzie naprawdę koszmarne samopoczucie. 0 uśmiechnąłem się lekko, oby odwzajemniła.
R: Tylko wtedy.. - zrobiła to. Jej uśmiech to najlepsza zapłata za to wszystko! ..Po zachodzie słońca wróciliśmy do mieszkania, Rose zniknęła w swoim pokoju a ja zająłem się kolacją. Szybko uporałem się z tostami, zrobiłem nawet kakao, wiem ż na smutki najlepsze.. 
J: Rose! Chodź na kolacje.. - krzyknąłem po nią, zaraz potem pojawiła się w pomieszczeniu. 
R: Loui przepraszam, ale.. - mówiła skruszona, przebrała się, czemu? - Umówiłam sie z Ally na zabawę. Nie czekaj na mnie. - pożegnała mnie nie tylko uśmiechem, ale i całusem w policzek. Czułem się potwornie i wiedziałem, że one nie będą tam same. 
J: Hazz i Liam zaraz u mnie! - zarządziłem telepatycznie i długo nie czekałem na moich przyjaciół. - Poszła na imprezę ze swoją przyjaciółką, a ja mam przeczucie że będzie tam Zayn z Niallem. - zaczynałem robić sie wściekły. Czemu ona nie może zrozumieć że oni są niebezpieczni, że jeśli będzie trzymać się mnie nic jej się nie stanie! 
H: Co mamy zrobić? - wiedział że potrzebuje ich pomocy.
J: Ona was nie zna, wiec może pójdziecie do tego klubu i wy się z nimi pobawicie a potem Rose bezpiecznie odstawicie do mnie. - mój głos nie był łagodny, rozkazywałem im a wiem że nie powinienem.. 
Li: Uspokój się trochę, może jeśli ona Ciebie tam zobaczy to będzie lepiej? 
J: Myślę że bardziej będzie zła.. Polecicie tam? - zapytałem już błagalnie.
H: Tak, ale nie wtrącaj się.. - uśmiechnął się zadziornie, już coś wykombinował, a ja nie mogłem zajrzeć w jego umysł. 
J: Doskonale wiesz że Rosalie jest dla mnie ważna, więc ufam Ci.. - zaraz po tym ich już nie było. Starałem się wyczuć na tak dużą odległość dziewczynę, ale ona znów nie pozwalała na to.. Całą noc czekałem jak na szpilkach, denerwowałem się, bo nawet Liam nie odpowiadał na moje wołanie. Po Hazzie mogłem się spodziewać, ale Payne..

*Oczami Rosalie*
Bawiłam się cudownie, niestety Zayn i Niall nie dotarli do nas ale same nie byłyśmy. Kolejna impreza i kolejny, mili i mega przystojni chłopcy. Ally to miękły kolana na widok uśmiechu Harrego. Liam był naprawdę czarujący i niesamowicie uprzejmy. Takich chłopaków mało już na świecie. 
J: Nie śpisz? - zdziwiłam sie kiedy zauważyłam Louisa w salonie. Było po 4 nad ranem..
L: Nie, czekałem na Ciebie.. - zerknął na mnie.
J: Czemu? - usiadłam obok niego. Naprawdę chciałam wiedzieć czemu czekał, czemu się tak o mnie martwi. Pomimo alkoholu we krwi, dalej pamiętałam że jest moim Aniołem, ale mam swoje życie a on miał być moim tylko i wyłącznie przyjacielem..
L: A jak myślisz? - teraz zawiesił swój wzrok na mnie na znacznie dłużej.
J: Wiem, że musisz to robić, ale możesz choć na jeden wieczór przestać? - uśmiechnęłam się. Siedziałam bardzo blisko niego, a kiedy jego twarz była przodem do mnie to niemal stykaliśmy się nosami. Przyłapałam sie na tym że spoglądałam na jego usta, były takie różowe, pełne i miałam wrażenie że mówią teraz..
L: Pocałuj mnie.. - to powiedział?!
J: Co? - zapytałam zaskoczona.
L: Mówię że przestane, jeśli będę wiedział że jesteś bezpieczna.. - powtórzył. Czyli jednak to alkohol płata mi figle.
J: Lou.. - szepnęłam i kolejny raz spojrzałam na jego wargi. 
L: Tak? - również szepnął. Przybliżyłam się jeszcze bardziej i złączyłam nasze usta, to było jakby wybuchły fajerwerki, jakby jego moc, anielska moc, eksplodowała, jakbyśmy latali.. Coś niesamowitego! Pocałunek był delikatny, muśnięcia jak skrzydłami motyla, najwspanialszy jaki przeżyłam! Po kilku minutach, tak mi się zdawało, oderwaliśmy się od siebie. Żadne z nas nic nie powiedziało, ułożyłam głowę na jego barku i wpatrywałam sie w kolorowy ekran telewizora. Wystarczyło zaledwie kilka sekund bym odleciała do krainy snu. Obudziłam sie w swoim łóżku, głowa bolała mnie niemiłosiernie.
J: Louis? - powiedziałam sama do siebie, nie wiem jak on to usłyszał ale był po chwili u mnie.
L: Aż tak boli? - uśmiechnął się czule i dotknął mojego czoła. Ten dotyk był taki kojący.. 
J: Używasz mocy? - uśmiechnęłam się
L: Nie. - odwzajemnił. - Jak sie bawiłaś wczoraj? - zagadał
J: W sumie to całkiem dobrze, poznaliśmy miłych chłopaków, drinki się lały, a gdy weszłam do ciepłego mieszkanie to film się urwał.. - skrzywiłam się
L: Czyli nic nie pamiętasz? - powiedział jakby smutniej
J: Nic a nic.. - zaśmiałam się - Pierwszy raz tak mam.
L: Kiedyś tak owy musi być. - zabrał dłoń i wyszedł z mojej sypialni. Dzięki niemu ból odszedł, ale za to pojawił sie jakiś w sercu. Nie mam pojęcia czemu tak sie zachował! Nie mówi mi czegoś, naprawdę nie pamiętam co się działo gdy wróciłam, nie wiem nawet czy sama doszłam do sypialni. 
J: Skup się Rose.. - szepnęłam do siebie i zamknęłam oczy. Wiem że coś sie wydarzyło między nami, coś ważnego.. Coś co zmieniłoby naszą przyjaźń.. Powiedziałam mu coś? Niee.. Zbłaźniłam się? Niee.. a przynajmniej nie tej nocy.. Pocałunek! O FUCK! Co ja zrobiłam! Zniszczyłam to.. Jak ja mu teraz spojrzę w oczy, co on sobie pomyśli, że głupia dziewczyna, w dodatku z problemami, poszła na imprezę, zabalowała i nic nie pamięta. Idiotka ze mnie!.. Wyleciałam z łóżka nie zważając na kaca, wyjęłam szybko walizkę i zaczęłam się pakować, przecież nie mogę z nim zostać.. Zbyt bym go raniła!
L: Co Ty wyprawiasz?! - wszedł szybko do mojej, jeszcze mojej, sypialni.
J: Przypomniałam sobie Louis, nie mogę tu zostać, zbyt bardzo Cie skrzywdziłam. Najpierw nawijałam że chce byś był moim przyjacielem, a potem Cię całowałam! To chore! Ja jestem chora! - krzyczałam z płaczem, byłam na siebie wściekła!
L: I gdzie pójdziesz?! Z resztą myślisz że Ci pozwolę?! Nie możemy żyć tak jakby to się nie wydarzyło?! - zatkało mnie, Tomlinson chce zapomnieć?
J: Zapomnisz o tym? - opanowałam krzyk 
L: Myślę, że.. - zamilkł na chwile, patrzył prosto w moje oczy jakby doszukiwał się czegoś tam. Zależało mi na nim, zależało mi żeby przy mnie był. Brunet podszedł do mnie i zamknął mnie szczelnie w swoich ramionach. - Nie wyobrażam sobie żeby Ciebie miało tu nie być. Rose musisz być przy mnie, wtedy jestem silniejszy i wiem, że pokonam ich i będziesz bezpieczna.. - mówił szybko i z przejęciem. 
J: Louis? - spojrzałam na niego - Ich?
...
___________
* Cytat Wertera, z 'Cierpienia młodego Wertera', J. Wolfgang von Goethe.
I jak? Podoba sie? Nie zawiodłam oczekiwań? :*
10 komów i dalej!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!




Naat&Liv