wtorek, 19 stycznia 2016

14. Zbyt wiele.. Wszystkiego..

Hejka!! :* :*
Mimo, że warunek nie spełniony dodaje kolejny rozdział!!
Mam nadzieje, że tym razem będzie więcej komów i że się spodoba!!!!!!!

Objaśnienie:
J: - ja (Louis, potem Rose),
Lou: - Louis,
K: - kelner
__________________

Wyszedłem z ogromnej Biblioteki i skierowałem się do swojego pokoju, spojrzałem na zegar który odlicza mój czas w Domu. Jeszcze 12h.. Zbyt długo, ja muszę już lecieć do Rosalie, ona pewnie wychodzi z siebie, potrzebuje mnie! Louis durniu, kogo Ty oszukujesz?! To ja jej potrzebuje!! .. 12h, 12h.. krążyłem w kółko po swoim pokoju, muszę coś wymyślić, coś co albo skróci ten czas, albo coś co rozjaśni mi to wszystko czego sie dowiedziałem. Położyłem się na łóżku i wpatrywałem w sufit dopóki nie odleciałem w krainę Morfeusza.. Byłem zmęczony tym wszystkim co się w moim życiu dzieje, a spokojny sen to jedyna rzecz która przybliży mnie do Rosalie.. Wstałem o wiele bardziej pełny energii, naprawdę tego potrzebowałem, wskazówki pokazywały że jeszcze tylko 2h dzielą mnie od spotkania z moja blondynką.
Wyszedłem na taras, dość olbrzymi taras.  Rozejrzałem się wokół i dostrzegłem malutką dróżkę, prowadzącą wgłąb ogrodu. Rozłożyłem skrzydła i dałem się ponieść. Lecąc nie myślałem o niczym, po prostu obserwowałem to, co się działo dookoła mnie. Te wszystkie kształty, barwy... Jeden z kwiatów szczególnie przykuł moją uwagę. Kolor, którym połyskiwał w blasku słońca był tak bardzo znajomy... Serce zabiło mi szybciej, a ja wróciłem na taras.Wszystko co tu było, było piękne, ale wiem, że naprawdę wspaniałe robi się, gdy ogląda się to z kimś ważnym w naszym życiu.. Rosalie!!!! Rozłożyłem skrzydła i jak piorun wyleciałem z terenu boskiego. Leciałem tak szybko, że obraz dookoła sie rozmazywał, nie liczyło się to że wlatywałem w każdą chmurę, w stado jakiś ptaków, najważniejsze to znaleźć sie jak najszybciej przy niej.. Ziemia była coraz bliżej, wieżowiec w którym mieszkaliśmy też, jego dach był zaledwie pod moimi stopami, musiałem zacząć hamować! Nie wiem skąd i jak to się stało ze jej nie zauważyłem, wychodziła właśnie na dach a ja wylądowałem niemal na niej przewracając ją. Bałem sie! Serce waliło mi jak oszalałe!

*Oczami Rosalie*
Musiałam wyjść, Harry już też nie miał sił tu ze mną siedzieć, niby ze sobą rozmawialiśmy ale to nie było normalne. Brakowało mi Louisa, zostawił mnie na tyle dni, myśli w mojej głowie były koszmarne! Gdy tylko postawiłam pierwszy krok na dachu zaraz zostałam przez coś strącona i upadłam. Bolało mnie ramie, bo to coś uderzyło mnie. Spojrzałam przed siebie, białe pióra leżały przede mną, nie możliwe! Podniosłam wyżej wzrok, to Louis!! Chciałam wstać i podbiec by się w niego wtulić.
J: Ałaaa... - mruknęłam cicho, kostka też bolała. - Louis? - zawołałam cicho, chłopak szybko schował skrzydła i podszedł do mnie. Nic nie mówił, w jego oczach było tyle smutku. - Louis? - powtórzyłam.
Lou: Rose.. Rosalie, tak bardzo cie przepraszam. - owinął wokół mnie swoje ramiona i trzymał tak, jakbym miała się rozpaść.
J: Louis, wszystko w porządku? - zapytałam, czując jak chłopak się trzęsie.
Lou: T-tak, po prostu daj mi się uspokoić. - powiedział po chwili, dalej tuląc się do mnie. Głaskałam go po głowie, włosach, zniżałam rękę aż do dołu pleców, po czym tą samą ścieżką wracałam. Nie wiem ile tak trwaliśmy, ale w końcu drżenie ustało, a on się odsunął. Posłał mi delikatny uśmiech i wypuścił jeszcze odrobinę drżący oddech.
J: Już dobrze?
Lou: Tak. - smutek powoli znikał z jego oczu, a na jego miejsce wpływał spokój.- Rosalie?
J: Hm?
Lou: Chciałabyś wyjść gdzieś ze mną? Tak jakby... Teraz? Dzisiaj? - zamurowało mnie na jego słowa, ale po chwili uśmiechnęłam się do niego, przytakując na świetną propozycję.  Po kilku minutach znaleźliśmy się w domu. Harry siedział w kuchni z kubkiem herbaty w ręku, intensywnie nad czymś myśląc, o czym świadczyły głęboko ściągnięte brwi.
Lou: Idź się przygotuj, a ja z nim porozmawiam. - powiedział niebieskooki i wskazał na loczka.
J: W porządku - powiedziałam i ruszyłam do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic, rozczesałam włosy i zawinęłam ciało w ręcznik. Wyszłam z zaparowanego pomieszczenia i podeszłam do szafy. Wciągnęłam z niej ładną, czarną koktajlową sukienkę, którą natychmiast założyłam na bieliznę. Do tego dobrałam czarne vansy, gdyż nie miałam

humoru na wysokie buty. Do torebki wsadziłam telefon i portfel. Wciągnęłam z szafy skórzaną kurtkę i zeszłam na dół, mając nadzieję, że Louis będzie już gotowy i wyjaśni mi to wszystko. Niestety w salonie nie było nikogo, w kuchni też nie.. Usiadłam na stołku przy blacie i nalałam sobie soku czekając na któregoś z nich. Zegarek wskazywał 5pm, piłam powoli swój soczek cierpliwie czekając.. Oczywiście denerwowałam się, z nudów i zajęcia się czymś bawiłam się telefonem. W pewnym momencie dostałam wiadomość od Ally. ' Hej Mała x Może wybierzesz sie gdzieś z nami?' -  byłam zaskoczona jej nagłym zainteresowaniem, dawno nie dawała znaku życia, a ja nawet nie miałam ochoty sie z nikim widzieć. Odpisałam: 'Z wami?'. Na jej odpowiedz nie musiałam długo czekać. Ally: ' Tak, Zayn i Niall umilają mi niemal każdy dzień x'.. Już miałam odpisywać, ale usłyszałam że ktoś wchodzi do pomieszczenia. Zablokowałam komórkę i wstałam nerwowo z krzesełka. Louis stał przede mną w garniturze i z cudownym uśmiechem, jego wzrok lustrował moje ciało a te błyszczące iskierki zdradzały ze mu się podoba.
Lou: Gotowa? - wyciągnął w moją stronę swoją dłoń.
J: Tak.. - odwzajemniłam nieśmiało uśmiech i złapałam za jego rękę.  - Gdzie Harry? - zapytałam z ciekawości
Lou: Poszedł gdy sie szykowałaś.. - oznajmił sucho
J: Szkoda, nie zdążyłam mu podziękować..  - stwierdziłam i już nie zagadywałam. Nie wiem jakbym sobie poradziła gdyby nie loczek..
    Wyszliśmy z mieszkania i windą zjechaliśmy na sam dół, do podziemnego garażu. Cisza między nami była denerwująca, ale nie zamierzałam jej przerwać. Chłopak poprowadził mnie do samochodu, gdy go zobaczyłam nie mogłam się powstrzymać od cichego pisku.
J: Aston Martin?! - wybałuszyłam oczy i spojrzałam na niego z niedowierzaniem. - Skąd do cholery masz Astona Martina dbs?- on tylko wzruszył ramionami i otworzył mi drzwi, na co mruknęłam ciche dziękuję. On ma jakiś problem, czy co? Proponuje wyjście, a potem nie potrafi odezwać się ani słowem. Wyjechaliśmy z parkingu i Lou zaczął prowadzić w nieznane mi miejsce. Wciągnęłam telefon i zobaczyłam dwie nieodczytane wiadomości. Kliknęłam na pierwszą od Ally:
'To jak z tym naszym wyjściem? :) ' Chciałam jej odpisać, ale wtedy dostałam smsa, którego natychmiast odczytałam. Właściwie to były dwie wiadomości od tego samego nieznanego numeru.
Nieznany: ' Rosee! Wpadaj do nas, będzie fajnie :) Nialler xx' Uśmiechnęłam się na te wiadomość, a mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył, gdy zobaczyłam tę drugą.
'Bez ciebie to nie to samo! Proszę, będzie fajnie, obiecuję, że cię potem odwiozę do domu xx Niall x' Nie wiedziałam co zrobić, a wtedy przyszła jeszcze jedna, ostatnia wiadomość. 'Będziemy na ciebie czekać w Angels, o 22. Nialler xx' Schowałam telefon, jednocześnie wracając do rzeczywistości, gdzie Louis milczał, a ja czułam się niezręcznie. Złość powoli we mnie rosła, a ja nie chciałam jej opanowywać. Niech się dzieje co chce!
           Na miejscu byliśmy chwilę później, zobaczyłam jakiś lokal. Tomlinson otworzył mi drzwi i podał rękę, którą zignorowałam. Wysiadłam i wyprostowałam się, posyłając w jego kierunku chłodne spojrzenie. Jego oczy natychmiast złagodniały.
Lou: Przepraszam Rose, po prostu... To wszystko mnie przytłacza - przetarł ręką twarz i uśmiechnął się lekko. - Obiecuję, że to będzie miły wieczór.
Zmrużyłam oczy, ale po chwili się rozluźniłam. Może rzeczywiście ma rację. Może powinnam ignorować każdy jego niemiły gest?! Tak jak on ignorował to ze czekałam na niego te kilka dni, że było mi tak źle bez niego?! Weszliśmy do restauracji, piękny romantyczny wystrój, goście elegancko ubrani, panował półmrok, a jedyne światło jakie tam było, stwarzały świece. Było tu cudownie! Zaczynałam żałować że mam vansy a nie szpilki, ale Louis nie mówił że to będzie aż tak wystawna kolacja. Kelner zaprowadził nas do stolika, podał menu i odszedł. Znad karty spoglądałam na Tomlinsona, ale on udawał zacięcie wczytanego.
Lou: Zdecydowałaś się już? - był zdziwiony że odkładam książeczkę.
J: Nie, zaskocz mnie i Ty wybierz.. - Louis się uśmiechnął.
Lou: Pod warunkiem że ty wybierzesz dla mnie. - odwzajemniłam jego cwaniacki uśmieszek, to może być całkiem ciekawa kolacja. Skinęłam głową że się zgadzam i z powrotem otworzyłam menu.
Przeglądałam każdą stronę po kolei wczytując się w dania.
J: Powiesz mi gdzie zniknąłeś? - zagadałam cicho. Czułam ze brunet na mnie patrzy, ale ja nie zamierzałam zrobić tego samego.
Lou: Powiem Ci wszystko, ale tylko wtedy gdy wybierzesz moje ulubione danie z całego menu.. - kolejny zadziorny uśmiech
J: Na każde jedno pytanie? Odpowiesz bez żadnego wymijania, kłamstw? - to całkiem porządna propozycja. Wzrokiem omiotłam cały jadłospis, ale nie miałam bladego pojęcia co on może uwielbiać. Niby proste, ale jednak w tym momencie czułam pustkę w głowie. Postanowiłam więc wylosować potrawę. Zamknęłam oczy i zaczęłam jeździć palcem po kartce. Nagle zatrzymałam go i spojrzałam na potrawę. "Schab bez kości z púre ziemniaczanym". Wątpiłam w to, że Louis to lubi. Nagle coś przykuło moja uwagę, a wzrok pokierowało na jedną konkretną nazwę. MAKARON. Uniosłam brew do góry, bo czemu by nie?
Posłałam spojrzenie kelnerowi, który podszedł i spytał o zamówienie.
J: Poproszę o pozycję numer 24. - powiedziałam tajemniczo, żeby trochę pobawić się z Louisem.
K: Nie ma sprawy. - mrugnął do mnie, po czym zwrócił się do mojego towarzysza.- A dla pana?
Tommo patrzył na mnie chwilę, po czym uśmiechnął się i pokazał palcem na coś w menu. Kelner tylko się uśmiechnął i odszedł. Byłam nieco zdezorientowana.
Nikt nic nie mówił, a ja czułam, jakby cisza była naszym trzecim gościem. Złość znowu zaczęła powracać, a ja robiłam się wściekła. Co z nim nie tak? Jeśli dalej tak będzie to sobie pójdę.
W końcu kelner przyszedł z naszymi zamówieniami, a Louis spojrzał na mnie rozbawiony. Talerze były przykryte srebrnymi półmisami, a ja byłam ciekawa co zamówił. Nie czekając na bruneta, odkryłam talerz i zobaczyłam pizze. On powtórzył mój gest i widząc makaron uśmiechnął się szeroko.
Lou: Skąd wiedziałaś? 

...
____________
I jak?! Trochę szalone? <3
Myśle że chociaż z 5 komentarzy dacie <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!




Naat & Liv

wtorek, 12 stycznia 2016

13. Odpowiedź!

Hejka!!! 
Wiemy że czekaliście!! Wiemy że nie wywiązujemy się, ale cóż.. Nie mam wyjaśnień, bo ile razy można tłumaczyć się brakiem czasu?!
No nic, zapraszamy na 13 rozdział, mam nadzieje, że całe FanFiction wam się podoba!!!

Objaśnienie:
J: - ja (Louis, potem Hazz, i na końcu znów Louis),
R: Rosalie,
B: - Bobby,
O: Ojciec.
__________

R: ..Nie zostawisz mnie? - łkała
J: Nie mógłbym.. - ułożyłem dłoń na jej poliku. Złapała za moja rękę i wtuliła twarz w nią bardziej. - Wrócę, obiecuje.. - odwróciłem się i rozłożyłem skrzydła. Kątem oka widziałam że jej łza na moim piórku już jest widoczna, mieni się i błyszczy niczym gwiazda! Ale to nie jest jedyne co dostrzegałem, Rose w niesamowitym skupieniu oglądała moje prawe skrzydło.. Podeszła nawet do niego i zaczęła dotykać.
R: Lou, czy wszystkie anioły tak mają?
- zmarszczyła czoło i dalej czułem jej ręce na piórach. Coś jest nie tak.. I chyba mogę się domyślić co..
J: To nic takiego Rosalie.. - powiedziałem cicho i poważnie. Zabrałem skrzydło z jej rąk i znów stanąłem na przeciwko niej. - Widzisz to? - wskazałem na jej błyszczącą łzę. Skinęła głową na tak i wyczekiwała moich dalszych słów. - To wynagradza mi tamte czarne piórko..
R: Ale to nie jest jedno piórko.. - skrzywiła się -  I czemu tak jest? Masz mi to wyjaśnić. - mówiła szybko. Denerwowała się, całkowicie niepotrzebnie.
J: Spokojnie Rose.. Jedno czy dwa, bez różnicy, jestem Twoim Aniołem i myślę że nawet z taką wadą będziesz chciała bym nim był, prawda? - uśmiechnąłem się lekko - Wyjaśnię Ci, ale nie teraz, jak wrócę.. - spojrzałem w jej smutne oczy i uśmiechnąłem się krzywo, następnie wziąłem głęboki oddech i wzbiłem się w powietrze. Leciałem tak szybko, jak tylko mogłem. W ciągu chwili znalazłem się przed Złotą Bramą. Zamknąłem oczy i wyszeptałem hasło. Brama się otworzyła, a ja od razu pomknąłem wzgórzem do Domu. Wpadłem do środka i spanikowany schowałem skrzydła.  Nie mogą się o tym dowiedzieć, przez tyle set lat nie było takiej wpadki..
J: Jesteście tu?- zapytałem. Ktoś odkrzyknął, więc przeszedłem do pokoju głównego. Starsi siedzieli wokół stołu, na którym znajdowały się trzy białe pióra. O nie! Już wiedzieli.. Spuściłem głowę i westchnąłem wiedząc, że czekają mnie ciężkie 4 dni.
B: Louisie Williamie Tomlinsonie, musimy bardzo poważnie porozmawiać. - jego mina nie była zadowolona, tylko raz w całym swoim życiu widziałem że był z czegoś zadowolony..
J: Ja... Dobrze. - poszedłem za Bobbym do pokoju obok.
B: Synu drogi, co ci się stało? - nic nie mówiąc po prostu roztwarłem skrzydła. Starszy przyjrzał im się i westchnął.- Nie jest dobrze. - szepnął bardziej do siebie.
J: Wiem. Ale nie mam pojęcia dlaczego! - uniosłem głos, zapewne niepotrzebnie.
B: Na pewn..
J: Problem w tym że właśnie nie! - przerwałem mu - Nie mam najmniejszego pojęcia! - zamilkłem, ale nie ma sensu kłamać -  ..Bobby jest naprawdę źle, ja uroniłem łzę...- przyznałem mu się.

B: Chłopcze, pozwól proszę, że zostawię Cię samego z tym problemem. Jestem pewien, że sam dojdziesz do tego, co i dlaczego? Masz do dyspozycji, jak sam wiesz, kilka dni oraz wszystko, co kryje się w tym domu. Wierzę, że sam odkryjesz to, co do odkrycia. Gdzie twój pokój się znajduje, dobrze wiesz.- położył dłoń na moich skrzydłach i wziął głęboki oddech po chwili coś ze mnie uszło. Spojrzałem na skrzydła. Tylko jedno czarne pióro się tam znajdowało, reszta była śnieżnobiała. - Tyle mogę dla ciebie zrobić. A teraz bierz się do pracy, bo przed Tobą naprawdę jest jej dużo.  - wyszedł zostawiając mnie samego. Po chwili również wyszedłem, kierując się do swojego pokoju. Każdy Anioł Stróż podlegający tym Starszym miał swoją sypialnię w Domu. Przebrałem się w bardziej odpowiednie ubrania i od razu skierowałem się do Wielkiej Biblioteki Wszystkiego. Na pewno mi się uda. Muszę to zrobić. Jeśli nie dla siebie, to dla Rose. Dla mojej Rosalie.  A właśnie.. ROSE! Podszedłem do okna i usiadłem na szerokim, marmurowym parapecie. Westchnąłem i przytknąłem czoło do szyby. - Chciałbym być w tym momencie z tobą, księżniczko. - szepnąłem cichutko do siebie.

                                                ~W tym samym czasie~

*Oczami Harrego*
    Zjadłem kolację z Rosalie i po życzeniu dobrej nocy odprowadziłem ją do pokoju. Przez ostatnie godziny łzy cisnęły jej się do oczu, ale dzielnie je powstrzymywała. Gdy zamknęła drzwi, poszedłem do pokoju gościnnego udałem, że również się kładę. Tak naprawdę przybrałem niewidzialną postać i przeniknąłem do jej pokoju. Siedziała na parapecie i opierała głowę o szybę. Stanąłem obok niej i położyłem jej dłoń na ramieniu.
Lou: Chciałbym być w tym momencie z tobą, księżniczko. w pewnym momencie usłyszałem, miałem nadzieje że ona nie, ale ilość łez na jej polikach świadczy że też słyszała.. Oni są ślepi, czy tylko udają? Przecież gołym okiem widać, że.. że.. o kurczę. Czyżby..? Mam nadzieję tylko, że nie skończy się jak z Horanem. Będę się o to modlić do Ojca. Nie może tak być jak z blondynem, Louis jest za dobry! Nie pozwolę na to choćbym nie wiem co miał poświęcić..

                                                        ~3 dni później~

*Oczami Louisa*

          Do jasnej anielki! Przepraszam Anielo!! 3 dni szukania i nic! Kompletne ZERO! Przetrząsnąłem chyba 3000 ksiąg! Zirytowany, chcąc dać upust swoim emocjom, walnąłem dłonią w półkę. Jedna z ksiąg wypadła i otworzyło się przejście. Zajrzałem do środka i ujrzałem ogromną księgę.
J: Proszę, Boże Ojcze, pomóż mi. - zaczynałem mówić do samego siebie. Pomyślałem tak po raz pierwszy od przyjścia tutaj. Nagle księga przewertowała się, a ja oniemiałem. Zza drzwi na przeciwko wyszła postać. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Mój OJCIEC. Uklęknąłem na jedno kolano i rozłożyłem skrzydła, chcąc okazać mu należyty szacunek.
O: Powstań Synu. - posłuchałem go i spojrzałem prosto w jego oczy. Miały kolor.. Właściwie to zawarty w nich był cały wszechświat. Ręce jego były spracowane, ale jednocześnie pełne energii. Tak samo jego ruchy.
J: Ojcze drogi, pomóż mi. Czuję, że odpowiedzi, której poszukuję, nie szukam jej tylko od kilku dni, ale od mojego narodzenia.. Jutro rano muszę wrócić do Niej, a obiecałem. Obiecałem że dam jej odpowiedź. - panikowałem, co sie ze mną dzieje?!
O: Masz rację. Dobrze czujesz. Naprowadzić może Cię pewna osoba. Na pewno dobrze ci znana, Chris. Odpowiedzi szukaj w księdze.- zaczął się wycofywać. Wtedy zdecydowałem się i podbiegłem do Niego. Spojrzałem mu w oczy i przytuliłem. Wiem, zachowałem się jak baba, ale błagam, nie każdy ma okazję widzieć Boga. A sądzę, że widzę go po raz ostatni. - Jesteś w błędzie. Jeszcze będą okazje, do widzenia. A teraz żegnaj Synu. Znajdź to, czego szukasz. I tego, kogo szukasz. - poradził i zniknął, po prostu zniknął. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Rozmawiałem z Ojcem! Natychmiast się ocknąłem i w trzech krokach dotarłem do pulpitu, na którym leżała księga. Ojciec naumyślnie otworzył ją na stronie, na której była moja odpowiedź. Chris, Chris, Chris... Muszę znaleźć tego Chrisa. W końcu po przeczytaniu 100 nazwisk znalazłem. - Chris Parker. - powiedziałem na głos. Oczy o mało co nie wyszły mi z orbit. - Rosalie Parker?! Że niby co?! - to był spis aniołów i aniołów w 3/4. A tam jest Rose. Moja Rose.. Czyli Chris to jej ojciec?! Zaczynam rozumieć, może dlatego Rosalie nie dopuszczała moich myśli, może dlatego tak na to wszystko reagowała?! Musze dowiedzieć się wszystkiego, dosłownie wszystkiego! Znaleźć jej ojca! 

           Wyszedłem z ogromnej Biblioteki i skierowałem się do swojego pokoju, spojrzałem na zegar który odlicza mój czas w Domu. Jeszcze 12h.. Zbyt długo, ja muszę już lecieć do Rosalie, ona pewnie wychodzi z siebie, potrzebuje mnie! Louis durniu, kogo Ty oszukujesz?! To ja jej potrzebuje!! 
...
__________________
Podoba się? Może by tak chociaż 8 komentarzy? <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!





Naat & Liv