Zacznę od tego, że bardzo, bardzo was przepraszam :( Rozdział miał się pojawić dwa tygodnie temu w poniedziałek, a ja odwalam takie coś :( Nie będę się tutaj tłumaczyć, jak ktoś będzie chciał wiedzieć, to mu odpiszę w komentarzu dlaczego co i jak. Teraz zapraszam na rozdział i obiecuję, że to pierwszy i ostatni raz gdy robię takie coś.
Naat się wywiązała, a ja zawaliłam, przepraszam jeszcze raz.
Objaśnienie:
J: Ja (Rose)
T: Toby
M: Mama
A: Allie
K1: Ktoś 1
K2: Ktoś 2
Pogrubioną i pochyloną czcionką są zaznaczone sms'y.
________________________
W domu było nudno, nie wiedziałam co robić, skakałam po kanałach, ale nic ciekawego do oglądania nie było. Wzięłam do ręki telefon i zaczęłam pisać z Tobby'm. Obiecał, że jutro przyjdzie do mnie przed szkołą. Było jeszcze dość wcześnie, ale wzięłam prysznic i przebrałam się w piżamę. Zjadłam kolację, zrobiłam lekcje i położyłam się spać.
Kolejne dni mijały, a Tobby codziennie po mnie przychodził. Nadszedł czwartek, byłam ucieszona, że jutro ostatni dzień, a potem weekend i wreszcie zobaczę się z Louisem i całą resztą.. Rano jak zwykle do drzwi zapukał Tobbias. Otworzyłam mu je, ledwo żywa.
T: Co ty taka.. niemrawa? - zachichotał, a ja szturchnęłam go w ramię.
J: Rób co tam chcesz, nie wiem pij, jedz, oglądaj. Ja idę się.. obudzić - uśmiechnęłam się do niego. Na serio muszę się obudzić. Poszłam do swojego pokoju i wybrałam ubrania na dziś. Postawiłam na miętowe rurki, białą koszulkę na ramiączkach i miętowe conversy. Skierowałam się do toalety i wykonałam poranne czynności. Postanowiłam wziąć też szybki prysznic. Po tym ubrałam się i rozczesałam włosy. Spięłam je wsuwkami, odsłaniając twarz. Nawet nieźle. Po tym nałożyłam szybki, delikatny makijaż i do stroju dołożyłam pasującą biżuterię. Gotowa z pokoju wzięłam torbę i wróciłam do Tobby'ego. On siedział na kanapie z nadgryzionym jabłkiem w dłoni.
J: Wiesz, że mogłeś zrobić sobie kanapkę? - zaśmiałam się, on uśmiechnął się i wzruszył ramionami, dojadając owoc. Nie byłam zbyt głodna, więc zgarnęłam tylko klucze, portfel, telefon i wyszliśmy.
T: Musisz coś zjeść. - powiedział, gdy jechaliśmy na dół windą.
J: Spokojnie, w Starbucksie wezmę kawę i będzie dobrze - posłałam mu uspokajający uśmiech.
Kilkanaście minut później byliśmy już w szkole, oboje pijąc pyszną kawę. Najpierw "odwiedziliśmy" moją szafkę, gdzie zostawiłam większość książek, a ze sobą zabrałam tylko na 3 najbliższe lekcje. Tobby odprowadził mnie pod klasę, w której miałam mieć historię a potem sam popędził na matematykę. Westchnęłam rozkoszując się ostatnim łykiem napoju, po czym wyrzuciłam kubek. Zadzwonił dzwonek więc weszłam do klasy i zajęłam swoje miejsce w przedostatniej ławce. Nauczyciel wyszedł na chwilę, więc sprawdziłam telefon. Miałam sms-a od mojej przyjaciółki, Allie. Napisała że jej dzisiaj nie będzie. Super..
Dzień minął mi nudno, więc nie spodziewałam się jakichś niespodzianek. Wróciłam do domu i postanowiłam posprzątać. Wszystko szło dobrze i sprawnie, aż w pewnej z szuflad na dnie znalazłam list. Nie chciałam go czytać, ale zdziwił mnie napis, który mówił, że list jest też w sumie do mnie. Zagłębiłam się w treści i wtedy dotarłam do pewnej linijki.
"[...] składamy najszczersze kondolencje i łączymy się w bólu..."
Nie..
Doczytałam do końca i kawałek papieru wypadł mi z rąk.
To niemożliwe..
Przecież..
Stałam sparaliżowana nie wiedząc co zrobić, co myśleć. Zaczęło mi brakować powietrza, więc wzięłam wdech. Ból w piersi był tak wielki, że powietrze nie dotarło do płuc. Tak bynajmniej mi się wydawało.
Jak to możliwe?! Czemu o tym nie wiedziałam?!
Szczęk kluczy w zamku obudził mnie z tego odrętwienia. Gniew zaczął się we mnie gromadzić. Zacisnęłam dłonie w pięści i stałam tak.
M: Cześć Rose! - usłyszałam jej melodyjny głos. Nie odezwałam się. - Rose? Kochanie?
Słyszałam jak idzie w moją stronę. Zaraz wybuchnę, przysięgam.
M: Rosie, wszystko w porządku?
J: Jak śmiesz mnie tak nazywać! - krzyknęłam odwracając się do niej. - Jak śmiesz po tym, co przede mną ukrywałaś?! Jak długo zamierzałaś to ciągnąć? Myślałaś, że się nie dowiem?!
M: O czym ty mówisz, Rose? - spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
J: O tym! - warknęłam i pokazałam jej list.
M: Ja.. Zamierzałam ci powiedzieć.. Ale po twoich urodzinach. Chciałam, żebyś się dobrze bawiła..
J: Myśląc, że mój ojciec nadal żyje i czeka na mnie, tak?! Tego właśnie chciałaś, prawda? Dać mi fałszywą nadzieję na to, że w końcu wszystko się ułoży i będzie dobrze! - łzy zebrały mi się w oczach, ale moja wściekłość nie pozwoliła im wypłynąć. Po za tym, zdecydowanie za dużo razy już przez nią płakałam.- Nie wiem jak mogłam ci wybaczyć. Nienawidzę cię - dokończyłam ciszej, cedząc. Rzuciłam list pod jej stopy i pobiegłam do pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i odetchnęłam. Nie mogę, nie potrafię z nią teraz mieszkać. Jak mogła to ukrywać! Trzęsącymi się rękami wyciągnęłam walizkę i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Od kiedy pamiętam każde pieniądze, które mogłam i chciałam odkładałam na studia. Uzbierała się już dość spora suma, więc na pewno mi wystarczy. Po kilku minutach miałam zapełnione dwie walizki. Było tam większość moich rzeczy. I rzeczy taty. Pieniądze wsadziłam do swojej torby szkolnej. Sprawdziłam, czy aby mam to, co potrzebuję jest spakowane. Gdy byłam pewna, przewiesiłam sobie torbę przez ramię i złapałam za walizki. Wyszłam po cichu i włożyłam szybko buty. Następnie wyszłam, zostawiając swoją zrozpaczoną matkę na kanapie. Najpierw wjechałam windą na dach. Musiałam pożegnać się z tym miejscem. Siedziałam tu z jakąś godzinę. Nagle usłyszałam, jak drzwi się otwierają. Błagałam Boga, żeby to nie była moja mama. Na szczęście to nie była ona.
L: Tak myślałem, że cię tu znajdę - westchnął jakby uspokojony, że mnie tu znalazł. Usiadł koło mnie i wpatrywał się w mój prawy profil. Nie patrzyłam na niego.- Rosalie, co się dzieje?- walczyłam ze sobą, chcąc mu powiedzieć. Nie chciałam tego w sobie dusić.
J: Mój ojciec nie żyje. A moja mama ukrywała to przede mną. Wie od ponad miesiąca. Nic mi nie powiedziała. A jeszcze nawet przy tobie mówiła mi, że pojedziemy do Australii, do niego! - zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Spojrzałam na Lou, na którego twarzy malowało się niezrozumienie, ale potem szybko przeszło we współczucie. Nic nie mówił, po prostu mnie przytulił. Potrzebowałam tego, potrzebowałam odrobiny czułości.
L: A te walizki? - spytał cicho.
J: Wyprowadzam się od matki. Nie potrafię przebywać z nią pod jednym dachem po takim czymś - odpowiedziałam równie cicho.
L: Jeśli chcesz.. Możesz zamieszkać u mnie.. Oczywiście jeśli chcesz..- zaproponował nieśmiało.
J: Dziękuję, ale nie będę cię wykorzystywać. To nie byłoby fair w stosunku do ciebie.
L: Nalegam. Nie będziesz przeszkadzać. Ja już u ciebie nocowałem, więc można powiedzieć, że to takie odwdzięczenie się - uśmiechnął się, co lekko odwzajemniłam - Naprawdę. Chociaż na jedną noc.
J: Jeśli to naprawdę nie będzie problem..
L: Żaden - zapewnił szerokim uśmiechem. Wstałam, co również zrobił i wzięłam swoje walizki. Tomlinson zaproponował pomoc, ale i tak już wiele dla mnie zrobił. Zjechaliśmy na dół, a on jęknął - Proszę, daj ci pomogę. - gdy chciałam odmówić po prostu wziął ode mnie bagaże. Pokiwałam głową i szłam za nim w ciszy. W końcu dotarliśmy do wieżowca o podobnej wysokości do tego, w którym ja mieszkam.. mieszkałam. Sama nie wiem, mam mętlik w głowie. Louis pokazał mi pokój, w którym miałam się rozgościć. Postawił bagaże i ulotnił się, abym się "za klimatyzowała" jak to ujął. Rozpakowałam kilka rzeczy i przebrałam się w coś wygodniejszego. Znaczy w dresy i t-shirt. Wyszłam z pokoju i zawołałam cicho Lou.
L: Tutaj! Znaczy w kuchni! Znaczy prosto i na prawo! - zaśmiałam się cicho na co on wyskoczył jak oparzony - Czy ty się właśnie zaśmiałaś? - oczy mu się rozświetliły a ja wzruszyłam ramionami. Uśmiechnął się szeroko i pociągnął mnie do kuchni. On jest naprawdę niesamowity. Spojrzałam na stół gdzie przygotowane było jedzenie. Zerknęłam na zegarek. To albo wczesna kolacja albo późny obiad. Sądząc po daniu, raczej późny obiad.
J: Nie wiedziałam że umiesz gotować - powiedziałam rozkoszując się pysznym smakiem lasagne.
L: Bo nie umiem. Z reguły żywię się lasagne, spaghetti, jajecznicą i kilkoma innymi daniami - zarumienił się lekko.
J: No to masz szczęście bo ja gotuję całkiem nieźle - uśmiechnęłam się lekko, a co tam, nie zawsze muszę być skromna. Tym bardziej, że jestem w tym całkiem niezła. Tylko że moje lenistwo nie pozwala mi na rozwijanie swoich "zdolności" kulinarnych.
L: W takim razie zróbmy tak. Będziemy gotować na zmianę. Jeden dzień ja, drugi ty. I skoro tak bardzo źle czujesz się z tym. że mieszkasz u mnie, to możesz robić zakupy na te swoje dni gdy gotujesz.
J: Dobrze - zgodziłam się. Dokończyliśmy posiłek po czym poszłam do na razie swojego pokoju. Tam zajrzałam do telefonu gdzie był sms od Allie.
Spojrzałam na zegarek. Mam dwie i pół godziny. Jeśli chcę być u niej o 8 muszę powoli się przygotowywać, więc postanowiłam najpierw wziąć prysznic.
Dwie godziny później, byłam w taksówce, Louis wyszedł ok. 7 mówiąc, że musi coś załatwić. Mówiłam mu że wychodzę, a on tylko kiwnął głową i wyszedł. To musiało być coś ważnego. Niecałe 20 minut później stanęłam przed domem przyjaciółki. Gdy moja dłoń była centymetry od drzwi, Al otworzyła drzwi i zaśmiała się serdecznie.
A: Jak zwykle przed czasem - zachichotałyśmy i wciągnęła mnie do środka.
Rozgadałyśmy się i dopiero 15 minut przed 10 opuściłyśmy jej dom. Lekko spóźnione wpadłyśmy do środka i zaczęłyśmy szukać jakiejś wolnej loży. Żadnej nie było więc lekko zawiedzione skierowałyśmy się do baru. Przechodząc obok jednej z loży zaczepili nas, właściwie dwaj mężczyźni. Wyglądali na takich w naszym wieku, ale nie nazwałabym ich chłopcami.
K1: Cześć dziewczyny, szukacie loży? - uśmiechnął się blondyn przyjaźnie.
J: Tak właściwie to..
K2: Ale chodźcie! Jesteśmy tylko my, nasi przyjaciele nas wystawili, więc loża jest praktycznie wolna! - krzyknął Mulat uśmiechając się krzywo. Spotykając karcący wzrok blondasa, zmienił go na dziwny, chyba przyjazny uśmiech. Spojrzałam na Allie, która rozpromieniła się na ich słowa.
J: Nie wiem.. Nie znamy się ani nic..
K1: Jestem Niall, a to Zayn - wskazał na szatyna. Pokiwałam głową, ale się przywitałam. Nie wyglądali na pijanych, może po prostu chcieli być mili?
A: Allie - przedstawiła się moja przyjaciółka - A ta niemowa to Rose. Zazwyczaj mówi więcej - zaśmiała się i przysiadła się do nich zachowując duży odstęp. Wykorzystuje okazje będąc ostrożną i uważną. Uwielbiam ją taką. Usiadłam na przeciwko niej, obok Zayna. Spiął się lekko, ale zaraz rozluźnił. Zapowiada się dość ciekawie..
__________________________
Mamy nadzieję, że mimo opóźnienia i tak będzie spełniony warunek! :) Myślimy, że standardowo 8 komentarzy? Pod 4 rozdziałem było ich 11! :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!
Liv & Naat
J: Nie wiedziałam że umiesz gotować - powiedziałam rozkoszując się pysznym smakiem lasagne.
L: Bo nie umiem. Z reguły żywię się lasagne, spaghetti, jajecznicą i kilkoma innymi daniami - zarumienił się lekko.
J: No to masz szczęście bo ja gotuję całkiem nieźle - uśmiechnęłam się lekko, a co tam, nie zawsze muszę być skromna. Tym bardziej, że jestem w tym całkiem niezła. Tylko że moje lenistwo nie pozwala mi na rozwijanie swoich "zdolności" kulinarnych.
L: W takim razie zróbmy tak. Będziemy gotować na zmianę. Jeden dzień ja, drugi ty. I skoro tak bardzo źle czujesz się z tym. że mieszkasz u mnie, to możesz robić zakupy na te swoje dni gdy gotujesz.
J: Dobrze - zgodziłam się. Dokończyliśmy posiłek po czym poszłam do na razie swojego pokoju. Tam zajrzałam do telefonu gdzie był sms od Allie.
Allie: Cześć xx Wpadasz dzisiaj do Eleven?
Rose: Hej x Nie wiem. Pokłóciłam się z mamą.
Allie: Wszystko w porządku? Jak się czujesz? Chcesz pogadać?
Rose: Eh.. Nic nie jest w porządku. Z chęcią pójdę na tę imprezę.
Allie: Jesteś pewna? Nie chcę, żebyś się źle czuła.
Rose: Tak. O której?
Allie: Może przyjdź do mnie o 8pm? Posiedzimy z godzinę i porozmawiamy, a potem pojedziemy. Zaczyna się o 10pm.
Rose: Okej. Do zobaczenia xx
Spojrzałam na zegarek. Mam dwie i pół godziny. Jeśli chcę być u niej o 8 muszę powoli się przygotowywać, więc postanowiłam najpierw wziąć prysznic.
Dwie godziny później, byłam w taksówce, Louis wyszedł ok. 7 mówiąc, że musi coś załatwić. Mówiłam mu że wychodzę, a on tylko kiwnął głową i wyszedł. To musiało być coś ważnego. Niecałe 20 minut później stanęłam przed domem przyjaciółki. Gdy moja dłoń była centymetry od drzwi, Al otworzyła drzwi i zaśmiała się serdecznie.
A: Jak zwykle przed czasem - zachichotałyśmy i wciągnęła mnie do środka.
Rozgadałyśmy się i dopiero 15 minut przed 10 opuściłyśmy jej dom. Lekko spóźnione wpadłyśmy do środka i zaczęłyśmy szukać jakiejś wolnej loży. Żadnej nie było więc lekko zawiedzione skierowałyśmy się do baru. Przechodząc obok jednej z loży zaczepili nas, właściwie dwaj mężczyźni. Wyglądali na takich w naszym wieku, ale nie nazwałabym ich chłopcami.
K1: Cześć dziewczyny, szukacie loży? - uśmiechnął się blondyn przyjaźnie.
J: Tak właściwie to..
K2: Ale chodźcie! Jesteśmy tylko my, nasi przyjaciele nas wystawili, więc loża jest praktycznie wolna! - krzyknął Mulat uśmiechając się krzywo. Spotykając karcący wzrok blondasa, zmienił go na dziwny, chyba przyjazny uśmiech. Spojrzałam na Allie, która rozpromieniła się na ich słowa.
J: Nie wiem.. Nie znamy się ani nic..
K1: Jestem Niall, a to Zayn - wskazał na szatyna. Pokiwałam głową, ale się przywitałam. Nie wyglądali na pijanych, może po prostu chcieli być mili?
A: Allie - przedstawiła się moja przyjaciółka - A ta niemowa to Rose. Zazwyczaj mówi więcej - zaśmiała się i przysiadła się do nich zachowując duży odstęp. Wykorzystuje okazje będąc ostrożną i uważną. Uwielbiam ją taką. Usiadłam na przeciwko niej, obok Zayna. Spiął się lekko, ale zaraz rozluźnił. Zapowiada się dość ciekawie..
__________________________
Mamy nadzieję, że mimo opóźnienia i tak będzie spełniony warunek! :) Myślimy, że standardowo 8 komentarzy? Pod 4 rozdziałem było ich 11! :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!
Liv & Naat