środa, 8 lipca 2015

3. Chciałabyś zjeść ze mną obiad?

Witamy znowu! :) 
Według obietnicy- rozdział dzisiaj! 
Dziękujemy za spełnienie warunku! ^^
Mamy nadzieję, że rozdział się spodoba!! <3

Objaśnienie:
J: - Rose,
L: - Louis,
C: - coś.
__________________
Spojrzałam znowu na Lou, który patrzył się w tamtą stronę przerażony - Spokojnie, to tylko kruk – parsknęłam i odwróciłam wzrok. Chłopak przytaknął i starał się znowu wyluzować.
L: Może jednak wejdziemy do środka..?
J: Skoro to jest to, czego chcesz.. - wzruszyłam ramionami i wstałam. On również się podniósł i razem skierowaliśmy się w stronę drzwi.
C: Rosie.. - spojrzałam w stronę tego dźwięku, to przezwisko.. I wtedy zobaczyłam tatę, który stał na krawędzi. Odwróciłam się znowu do drzwi, a potem z oczami wielkości pięciozłotówek z powrotem do, jak mi się wydawało, taty. Jednak nikogo tam nie było. Zrobiło mi się strasznie smutno.
L: Rosalie, wszystko okej? - w jego głosie wyczułam nutkę przerażenia, ale pewnie to też były zwidy, więc zignorowałam je. Louis otworzył przede mną drzwi, weszłam do środka i zeszłam po drabince. Brunet po chwili stanął koło mnie z nieśmiałym uśmiechem. Nie patrzył mi w oczy, chociaż wwiercałam w niego swój wzrok. Po kilku sekundach otrząsnęłam się i poszliśmy w stronę windy. Czekając na nią, spojrzałam po raz kolejny w stronę chłopaka, jak się okazało on również na mnie patrzył, spuściłam speszona wzrok.
J: Teraz idziesz do domu? - spytałam cicho.
L: Nie wiem, a czemu pytasz? - wzięłam głęboki wdech i po prostu powiedziałam.
J: Tak sobie myślałam.. - zacielam sie - Wiem, że praktycznie dopiero co się poznaliśmy, ale może chciałbyś wpaść i napić się herbaty?
L: Ja.. Chętnie - powiedział z uśmiechem i gdy drzwi windy się otworzyły, weszliśmy do środka. Od razy wcisnęłam guzik z numerem piętra, na którym mieszkam. Cisz wypełniła małe pomieszczenie, nie była ona ani uciążliwa, ani uspokajająca. Taka... Nijaka. I mimo to z ulgą odetchnęłam, gdy drzwi windy sie rozsunęły na odpowiednim piętrze i mogliśmy wysiąść. Zaczęłam kierować się w stronę swojego mieszkania, Lou szedł tuż za mną. Otworzyłam drzwi i pchnęłam je, weszłam do środka, a brunet przez chwilę się wahał. Podniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się delikatnie. Odwzajemnił ten gest dwa razy mocniej i przekroczył próg. Zamknęłam za nim drzwi i poszliśmy do salonu.
J: Chcesz się może czegoś napić? Coś zjeść?
L: Proszę - pokiwał głową na tak, więc zniknęłam w kuchni. Na blacie postawiłam dwa kubki do nich wrzuciłam po torebce swojej ulubionej herbaty Twinning English Breakfast. Wstawiłam wodę, z szafki wyjęłam ciastka i po chwili zaparzyłam napój. Postanowiłam zrobić też małą przekąskę, dlatego też chleb żytni pokroiłam na małe, kwadratowe kawałeczki, na nie położyłam różne składniki, wędlinę i różne pasujące warzywa. Zadowolona ze swojego dzieła z triumfującym uśmiechem zaniosłam jedzenie i picie do salonu. Louis stał przy oknie, właściwie szklanej ścianie, że tak powiem, i wpatrywał się w panoramę Nowego Jorku. Jego spojrzenie było nieobecne jakby myślał nad czymś intensywnie. Rozłożyłam kubki i talerzyki na stoliczku, po czym podeszłam do niego. Lekko go szturchnęłam, na co jakby się obudził. I przestraszony spojrzał w moje oczy.
J: Lou! - zaśmiałam się szczerze. Jeju, jak mi tego brakowało.
L: Lou? - zawtórował mi i uniósł jedną brew. Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się od niego, kierując do kanapy, zrobił to samo. Jedliśmy i piliśmy w ciszy.
J: A więc Louis..- zaczęłam - Może opowiesz mi coś więcej o sobie? Ja potem mogę zrobić to samo. - zaproponowałam
L: W porządku. A więc moje pełne nazwisko brzmi Louis William Tomlinson, mieszkam kilka przecznic dalej, urodziłem się w Anglii, ale moja mama zawsze chciała mieszkać tutaj. Dlatego w wieku 5 lat się przeprowadziliśmy. Od tej pory mieszkam tu, chociaż biorąc pod uwagę to, co robię, bardzo dużo zwiedzam. Planów na przyszłość jako takich nie mam, marzeń też nie. Obecnie nie mam dziewczyny.. No, to chyba tyle. A co z tobą? - uśmiechnął sie na zachętę
J: Ja? No cóż.. Moje pełne nazwisko to po prostu Rosalie Parker. Urodziłam się tutaj, w Nowym Jorku. Do niedawna mieszkałam na obrzeżach miasta, w domu jednorodzinnym. Później z pewnych powodów musiałam przeprowadzić się do centrum, i tak właśnie mieszkam tu niecały rok. W przyszłości chciałabym mieć swoje studio fotograficzne, założyć rodzinę i.. po prostu żyć szczęśliwie. To są plany jak i marzenia. Nie mam chłopaka, no i chyba powiedziałam wystarczająco dużo.. - spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam malującą się w nich troskę. Odwróciłam wzrok i westchnęłam. Upiłam łyk jeszcze ciepłego napoju i pozwoliłam, by jedna, jedyna łza spłynęła po moim policzku. Starłam ją palcem i uśmiechnęłam się do Louisa. Kontynuowaliśmy naszą rozmowę, chłopak co chwilę mnie rozśmieszał, sprawiał, że uśmiech nie schodził mi z twarzy. Nadeszła jednak pora obiadu i mój brzuch zaczął domagać się jedzenia. Dość głośno.
J: Ehm.. Przepraszam. - mruknęłam rumieniąc się lekko.
L: Spokojne, wiem co czujesz. - zachichotał i złapał się za brzuch. Nagle spoważniał i wbił we mnie swój wzrok - Chciałabyś zjeść ze mną obiad? - zastanowiłam się chwilę. Czy to aby na pewno mądre? Chociaż.. Już go zaprosiłam do domu i powiedział mi trochę o sobie..
J: Chętnie.. - uśmiechnęłam się - Tylko pójdę się przebrać.. - wstałam i poszłam do swojej sypialni. Z szafy wyciągnęłam białe rurki, miętową koszulę i białe conversy. Rozczesałam i wyprostowałam włosy. Rzęsy musnęłam tuszem, usta pomadką. Spryskałam się perfumami i wzięłam głęboki oddech. Na koniec założyłam na rękę jeszcze złoty zegarek i złoty naszyjnik na szyję. Sprawdziłam godzinę. Zajęło mi to tylko 7 minut. Nieźle. Do kieszeni spodni wsadziłam swoją BlackBerry, po czym wróciłam do Lou. Rozejrzał się po pokoju bardzo zdziwiony.
L: Kim jesteś i co zrobiłaś z Rosalie?
J: To ja, głupku - zaśmiałam się.
L: Nie sądziłem że dziewczyny mogą tak szybko się przebrać i w ogóle. - wskazał na mnie ręką, po czym uśmiechnął się - Chodźmy już, umieram z głodu.
J: Czekaj.. Wezmę pieniądze..
L: Przecież powiedziałem, że zabieram cię na obiad - przewróciłam oczami i zgarnęłam troszkę pieniędzy z pudełeczka. Następnie wyszliśmy, a ja zakluczyłam zamek. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się w jakiejś małej knajpie. Była fajnie urządzona i do tego przytulna. Zjedliśmy przy miłej rozmowie. Potem Tomlinson odprowadził mnie pod same drzwi do mieszkania.
L: To ja już pójdę..
J: A może.. Chciałbyś wejść jeszcze na chwilkę? - zapytałam nieśmiało.
L: Jeśli chcesz.. - uśmiechnął się delikatnie.
J: Tylko zobaczę, czy moja mama jest już w domu. - powiedziałam zerkają na zegarek, wskazujący godzinę 19. Uniosłam brwi. Naprawdę już ta godzina? Weszłam do środka, a Lou za mną, jednak w lekkim odstępie. Z salonu dobiegały głosy. Wyjrzałam zza framugi i zobaczyłam mamę z tą samą gromadką. Łzy napłynęły mi do oczu. Cofnęłam się gwałtownie i wpadłam na bruneta.
L: Co się sta..
J: Wyjdźmy stąd, proszę - spojrzałam na niego, przez co zmarszczył brwi, ale wyciągnął mnie z domu i zakluczył cicho drzwi. Nie pytając o nic, zaprowadził mnie do windy. Pojechaliśmy na dach. Zaprowadził mnie na skraj i usiedliśmy na małym murku tak, że nogi luźno nam zwisały. Siedzieliśmy jeszcze chwilę po czym rozpłakałam się. Nie pytając mnie o pozwolenie, przytulił mnie i głaskał po włosach. Dziwnie się czułam, ale dzięki temu uspokajającemu gestowi, poczułam się lepiej. Po jak mi się wydawało kilku godzinach Louis zaczął wstawać.
J: Co robisz?
L: Zaczynasz przysypiać, chodź, odprowadzę cię do domu..
J: Słuchaj, wiem, że ledwo co się poznaliśmy, ale nie chcę do niej wracać, nie chcę wracać do jej "przyjaciół" - zrobiłam cudzysłów w powietrzu.
L: Pójdę z tobą.. Jeśli chcesz, mogę zostać, spać na kanapie, czy coś..
J: Naprawdę..?
L: Tak. - po tych słowach pojechaliśmy z powrotem do mieszkania. Weszliśmy po cichutku i ku mojej uldze i jednocześnie niesmakowi i bólu w sercu moja mama wyszła. Ulokowałam Louisa w pokoju gościnnym, który znajdował się obok mojego. Dałam mu jakąś koszulkę mojego taty, którą miałam w szafie. Tak, mam w swojej szafie ubrania taty. Trzy koszule, cztery koszulki, dwie pary dresów, dwie pary jeansów, jedne czarne spodnie, dwie bluzy.. Tęskniłam za nim. A dzięki temu wszystko nim pachniało. Uwielbiałam to. Tak więc dałam Louisowi koszulkę i dresy taty. Pokazałam gdzie jest łazienka i wróciłam do swojego pokoju. Również wzięłam jedną z koszulek taty i umyłam się w łazience mamy. Spryskałam jej perfumami i po życzeniu Louisowi spokojnej nocy położyłam się spać..
...
________________
Pod poprzednim rozdziałem było 11 komentarzy! :D
Może czas na podwyższenie warunku?! 
11 KOMÓW TO NASTĘPNY ROZDZIAŁ!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!



Liv & Naat

9 komentarzy:

  1. świetny rozdział ;) warto było czekać :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to dziewczyny!
    Weny życzę
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział zawiera lokowanie produktu ???
    BlackBerry, Twinning English Breakfast....
    Kocham :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha nie :)) Po prostu sama uwielbiam tę herbatę, a BlackBerry to naprawdę dobry telefon, sama kiedyś go miałam :D
      DF x.

      Usuń
  5. Cudowny rozdział :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Best "fanfiction" Ever ! XD

    OdpowiedzUsuń
  7. super! nie moge sie doczekac kolejnej czesci :D

    OdpowiedzUsuń