Hejka :D
Ogromne DZIĘKUJEMY!!! za 12 komów pod 1 rozdziałem! <3
Zbliżamy się również do 1000 wyświetleń! Za to również bardzo dziękujemy!
Oto rozdział drugi! Mamy nadzieję, że się spodoba! <3
Objaśnienie:
J: Rose (potem Louis, potem znowu Rose)
N: Nieznajomy
L: Louis
M: Mama Rose
_________________________
J: Tato.. - chlipnęłam - Wiem, że nagrywam się już
kolejny raz, ale proszę odbierz.. - łkałam do telefonu. - Brakuje mi
Ciebie, nie odzywasz się już, nie dzwonisz.. Nie jest tak dobrze jak
miało być, z mamą nie dogaduje się tak świetnie. - łzy ciekły ciurkiem
po moich polikach - Wróć do mnie. - rozłączyłam się. Położyłam telefon
obok siebie i schowałam twarz w dłonie. Ten dach stał się dla mnie nowym
miejscem na smutki.. Usłyszałam jak drzwi się otwierają, z szybszym
biciem serca odwróciłam się do gościa. - Kim jesteś?! - krzyknęłam gdy
ten ktoś zaczął zmierzać w moim kierunku. Poznałam go, to ten sam
chłopak co poprzednio. Dzisiaj było widniej więc tym razem widziałam
jego twarz, jest brunetem. Bałam się zdecydowanie mniej, znów czułam
takie uspokajające coś, ciepło zaczęło wypełniać moje serce.
N: Przyjacielem.. Nikim groźnym.. - odpowiedział gdy był już blisko. -
Mogę się dosiąść? - spytał cicho, skinęłam tylko głową i chłopak usiadł
przy mnie. Nic nie mówiłam, patrzyłam w jego hipnotyzujące tęczówki,
takiego błękitu jeszcze nigdy nie widziałam. Coś niesamowitego,
niespotykanego.. - Widziałem cię już tutaj.. - uśmiechnął się, zaraził
mnie tym.
J: Tak, ja ciebie też. - spojrzałam przed siebie na zachodzące
słońce.
N: Jestem Louis.. - uśmiechnął się odważniej i wyciągnął dłoń w moim
kierunku, uścisnęłam ja ostrożnie również się przedstawiając.
J: Rosalie..
*Oczami Louisa*
Przedstawiła się ściskając moją rękę, przez ten dotyk poczułem jeszcze
mocniej wszystkie uczucia jakie się w niej chowają. To straszne co ja
spotkało..
J: Co tu robisz o tej porze? Robi się późno.. - spojrzałem w jej oczy,
ona również to zrobiła
R: Sama nie wiem, daje wszystkim od siebie odpocząć. - stwierdziła
wzruszając ramionami- A Ty?
J: Ja? Poznaje Ciebie. - uśmiechnąłem się szczerze. W jej oczach coś
błysło, zapaliła się jedna z tych iskierek które pokazują że jest
szczęśliwa, radosna.
R: Dziękuje. - uśmiechnęła się. Nasza rozmowa się znacznie ożywiła,
Rosalie opowiadała mi o tym dlaczego tu siedzi, co sprawiło jej zawód..
Zaufała mi, a to tylko moja sprawka, nie żadnych anielskich czarów!
R: Wiesz, nawet jeśli jesteś Aniołem to i tak znajdzie się ktoś komu
będzie przeszkadzał szelest twoich skrzydeł. - powiedziała cicho i
spojrzała przed siebie. Serce zabiło mi mocniej i szybciej, nie sądziłem
że tak zareaguje na słowo 'anioł'.
J: To przykre, ale mogę Ci obiecać że mi nigdy nie będzie przeszkadzał
szelest Twoich skrzydeł.. - uśmiechnąłem się do niej, dziewczyna
odwzajemniła gest z wdzięcznością.
R: Wiem, że znamy się od może godziny, - ja znam cie od urodzenia,
powiedziałem sobie w myślach - ale czuje jakbym znała cie już od dawna. -
zmarszczyła czoło w zamyśleniu.
J: Czasami mamy takie odczucia w stosunku do innych. - znalazłem jakieś
wyjaśnienie.
R: Tak, jeszcze raz Ci dziękuje. - podniosła się z miejsca - Musze już
iść.. zabrała swoją komórkę i nie czekając na moją odpowiedź skierowała
się do drzwi. Pierwsze spotkanie za nami, zaufała mi, przekonała się do
mnie więc będzie prościej ją pocieszać.. Siedziałem jeszcze chwilę, by
przemyśleć uczucia, które miotały dziewczyną. Nigdy nie byłem typem
anioła, który pchał się komuś do domu, siedział przy kimś 24/7 i widział
wszystko. Jednak tym razem coś tknęło mnie, żebym zobaczył, co się u
niej dzieje. Znów stałem się niewidzialny i rzuciłem się w dół z
wieżowca. Krzyknąłem głośno i rozłożyłem skrzydła. Tak, zdecydowanie to
kocham. Zawisnąłem w powietrzu, na wysokości okna, z którego widziałem
jej sypialnię. Nie, Lou, nie możesz zaglądać do jej pokoju – skarciłem
się w myślach. Z westchnieniem przeniknąłem przez ścianę. Ta sztuczka
nie należała do przyjemnych, dlatego anioły rzadko to robiły. Schowałem
skrzydła i po cichutku zakradłem się do najbliższego pomieszczenia,
którym okazał się salon. Zastałem w nim, jak podejrzewam mamę Rosalie,
dwóch facetów i jakąś kobietę, ale po Rose nie było śladu. Poszedłem do
następnego pomieszczenia, czyli.. kuchni. Strzał w dziesiątkę. Rosalie
siedziała zapłakana telefonem w ręku. Starała się nie szlochać, ale łzy
znaczyły ścieżki na jej policzkach. Było mi jej tak bardzo szkoda.
Dotknąłem lekko jej ramienia. Odwróciła się w moją stronę i spojrzała mi
w oczy. Ale to niemożliwe! Jestem niewidzialny!
R: Czego znowu chcesz? - słucham?!- Pytam się mamo, czego znowu chcesz!!
Po raz kolejny rozwalić mi telefon?! - odetchnąłem lekko z ulgą i
spojrzałem na mamę blondynki. Miała przekrwione oczy, co jasno dało mi
do zrozumienia, że dość długo już siedzi z tymi swoimi znajomymi.
M: Kochanie.. Ja..
R: Nie nazywaj mnie kochaniem - rzuciła wściekle i poszła do swojego
pokoju. Postanowiłem pójść za nią. Gdy wszedłem do jej sypialni, od razu
rzuciła mi się w oczy jej sylwetka, zwinięta w kulkę na łóżku. Nie
musiałem się otwierać przed nią, żeby czuć targające nią emocje. Pod
wpływem chwili podszedłem do niej i położyłem obok. Objąłem delikatnie
ramieniem i w takiej pozycji pozostałem. Powoli się uspakajała. Lekko
kołysałem nami, aby się uspokoiła do końca. Zacząłem też cichutko
śpiewać pewną piosenkę, którą mama śpiewała mi, gdy nie mogłem spać.
J: Moja maleńka.. Śpij już.. - wyszeptałem i wpływając na nią delikatnie
swoimi czarami (a może po prostu czarującą osobowością) sprawiłem, że
usnęła. Po kilku minutach ucałowałem jej czoło i wstałem. Zaczęła się
wiercić, więc podłożyłem jej jakiegoś pluszaka z półki. Wtuliła się w
niego i odetchnęła. Uśmiechnąłem się i wyszedłem. Mimowolnie znów
znalazłem się na dachu. Siedziałem i zastanawiałem się, na czym tak
właściwie polega rola anioła stróża.. Dotychczas myślałem, że po prostu
mam obserwować tę osobę i chronić ją przed aniołami ciemności. Ale
dopiero dzisiaj zrozumiałem, że muszę chronić Rosalie przed całym złem
tego świata, a w razie konieczności- nawet przed nią samą. To o wiele
bardziej skomplikowane, aniżeli się spodziewałem...
*Oczami Rose*
Obudziłam się z uśmiechem na twarzy. Nie chciałam psuć tego wspaniałego
uczucia, które rozlewało mi się w sercu, tym bardziej, że gdzieś tam
moja podświadomość mówiła mi, żebym nie wstawała. Posłuchałam się jej,
gdyż nigdy mnie nie zawodzi. Po godzinie przeciągnęłam się i zaburczało
mi w brzuchu. Zerknęłam na zegarek. 11? O kurczę, szkoła!! Już chciałam
się rzucić, żeby się ubierać i biec, ale.. czy dzisiaj nie jest
niedziela..? No tak.
Zsunęłam się z łóżka i powlokłam do łazienki. Załatwiłam swoje potrzeby,
ogarnęłam się lekko, po czym stwierdziłam, że przyda mi się
orzeźwiający prysznic. Zdjęłam ubrania, i weszłam pod ciepły strumień
wody. Było bardzo przyjemnie. Namydliłam całe ciało i spłukałam pianę.
Tak samo postąpiłam z włosami. Potem znowu relaksowałam się, stojąc pod
ciepłym strumieniem, oplatającym moje ciało, ale niestety mój brzuch
zaczął domagać się jedzenia, dlatego też z westchnieniem zakręciłam
kurki i owinęłam się ręcznikiem. Włosy również zawinęłam i podsuszyłam.
Następnie wyszłam z łazienki i wróciłam do sypialni. Przebrałam się w
jakieś legginsy, t-shirt i lekko przydużą bluzę. Na stopy nałożyłam
swoje ulubione papcie. Następnie szybko rozczesałam włosy i zaplotłam je
w luźnego warkocza i biegiem dotarłam do kuchni. Przygotowałam na
szybko płatki z mlekiem i z prędkością światła je pochłonęłam. Aby mieć
pewność, że do obiadu nie zgłodnieję, zgarnęłam jabłko i wróciłam do
swojego pokoju. Mam dziwną ochotę znowu pójść na dach. Może spotkam
Louisa?
Zaśmiałam się na to stwierdzenie. Jakie jest prawdopodobieństwo, że
spotkam go znowu i to wtedy, kiedy akurat tak sobie pomyślę? No właśnie,
prawie żadne. Mimo to, podświadomość kazała mi tam iść. Dlatego też po 5
minutach, w przebranych butach i z telefonem w kieszeni bluzy,
podążyłam do windy. Drogę znałam już niemal na pamięć, doszłabym tam z
zamkniętymi oczami. Wspięłam się po drabince i otworzyłam drzwi
prowadzące na dach. Odetchnęłam świeżym powietrzem i przymknęłam
powieki. Nie wiem ile tak stałam.
L: O! Rosalie! - usłyszałam jego głos. Mimowolnie uśmiechnęłam się.
J: Cześć Louis - przywitałam się skinieniem głowy. Później już się nie
odzywaliśmy. Nogi mi zdrętwiały, więc oparłam się o ściankę przy
drzwiach, a brunet zajął miejsce obok mnie. Miło się z nim tak po prostu
siedziało.
L: Jak się czujesz? - zapytał cicho.
J: Jest.. znośnie – wykrzywiłam usta w grymasie, co zauważył. Troska,
która przepełniała jego cudowne, niebieskie oczy uspokoiła mnie. Już
gdzieś widziałam te oczy... Otrząsnęłam się i kątem oka zobaczyłam
czarne skrzydła. Obróciłam się, ale nic już nie widziałam. Spojrzałam
znowu na Lou, który patrzył się w tamtą stronę przerażony - Spokojnie,
to tylko kruk – parsknęłam i odwróciłam wzrok. Chłopak przytaknął i
starał się znowu wyluzować.
L: Może jednak wejdziemy do środka..?
____________________
No to drugi też już poszedł! Opłacało wam się czekać?! Piszcie! Wasza opinia bardzo motywuje!!
A jaki warunek stawiają wam Liv & Naat?! 10 komów!!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!
Naat & Liv
Jesteście wspaniałe !!!
OdpowiedzUsuńNie wiem skąd wzielyscie pomysł, ale po pierwszym rozdziale jakoś mi sie nie spodobało. Ale teraz nie moge się doczekać następnego :-)
Wy na pewno nie jesteście robotami ???
Cudnie piszecie!!!
Zakochałam się!!! Jestem ciekawa czy takiego anioła stróża kiedyś spotkam :-) fajnie by było, gdyby był taki przystojny jak Lou <3
OdpowiedzUsuńSuper *__* /Julka
OdpowiedzUsuńJej
OdpowiedzUsuńNajlepsze ff !
Kocham to
Jest świetny
Czekam na next
świetny <3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisac, ale to jest naprawdę przecudowne :*
OdpowiedzUsuńCudnyy ❤❤❤❤ szybko next :**
OdpowiedzUsuńTo dopiero 2 część a ja już się zakochałam. Fajny pomysł na naszego "skrzydlatego" Tomlinsona <3
OdpowiedzUsuńSandra
Kiedy next umieram z ciekawości ?!
OdpowiedzUsuńMyślę że dziś, maksymalnie jutro :* :)
UsuńDF XX.